Panowie z kwartetu Trash Talk na swoim trzecim albumie nie odkrywają nic nowego w dziedzinie określanej mianem hardcore, ale miłośnikom gatunku dostarczają takich dźwięków, za które lubi się ich najbardziej i które dają chwilę wiary w to, że człowiek nie walczy ze światem w pojedynkę.
Wszystko oczywiście pod postacią energetycznej bomby, a może raczej granatu rozpryskowego, którym można szybko rzucić. Pierwsze trzy numery, w tym niespełna jednominutowy "Vultures", to najprawdziwsza hardcore’owa terapia. Surowe dźwięki, którymi atakuje nas formacja z Sacramento, stanowią tło do zaangażowanych mniej lub bardziej tekstów.
Chłopaki z Trash Talk łoją i pędzą na "Eyes & Nines", że aż miło. W numerach "Explode", "Envy", "Rabbit Holes" czy "On A Fix" nie znajdziemy chwili wytchnienia. I chyba tylko po to, aby album trwał dłużej, znalazł się na nim czterominutowy zapychacz w postaci "Hash Wednesday" ze skądinąd ciekawym przesłaniem ("Jesus is in me at a premium price. Jesus is in me. I am the body of Christ"). Jak widać, na tej płycie nie ma nic, co można by określić mianem "zmiłuj". Niespełna dwadzieścia minut ostrego grania dla tych, którzy w sercu noszą sprzeciw, nieważne przeciwko czemu. Oh yeah!
Tomasz Hajduk