In This Room
Gatunek: Rock i punk
Takich zespołów już nie ma. Norwegowie tworzyli oryginalną, niezwykłą muzykę. Mieli swój niepowtarzalny styl i z każdą płytą ubierali go w inne szaty. Ich debiut wydany w '94 roku narobił niemało zamieszania na scenie metalowej. W tamtym czasie, jak grzyby po deszczu, wyskakiwały kolejne hordy blackmetalowe, pochodzące z Norwegii.
A tu klimatyczny metal, o specyficznym brzmieniu, z kobietą na wokalu. Wydaje się mimo wszystko znajome. Nic bardziej mylnego. Wokal Kari Rueslatten w niczym nie przypominał całej masy znanych wtedy scenowych wokalistek. Jej głos, charakterystyczne surowe brzmienie zespołu, eteryczne dźwięki, niepowtarzalny klimat sprawiły, że Norwegowie wybijali się z tłumu. Kari wkrótce po nagraniu "Tears Laid In Earth" opuściła zespół, by rozpocząć udaną - jak się okazało - karierę solową, proponując subtelny pop. Dramatu nie było, muzycy i tak zamierzali pójść w zupełnie nowym kierunku i rozpoczęli poszukiwania głosu, który pasowałby do nowych kompozycji. Norwegia to kraj obfity w muzyczne talenty, więc szybko wolne miejsce zajęła Ann-Mari Edvardsen. Znakomite możliwości wokalne i jazzująca barwa - to był strzał w dziesiątkę, co tylko potwierdziła kolejna płyta, bardziej eksperymentalna, świetna "Paintings On Glass". I tak dochodzimy do "In This Room" wydanej rok po przed chwilą wspomnianej.
Kolejna płyta, i kolejna zmiana w muzyce Norwegów. Tym razem biegun muzyczny został przesunięty w stronę jazzu, większą rolę zaczęła również odgrywać elektronika. Ponad dźwiękowe, elektroniczno-ambientowe tło, wybijają się przede wszystkim perkusja i bas. Gitary albo łagodnymi dźwiękami dopełniają całości albo też wiją się w zakręconych solówkach w bardziej eksperymentalnych partiach, przy czym zdecydowanie przeważają te pierwsze. A ponad wszystkim góruje wokal Ann-Mari. To ona jest tak naprawdę bohaterką płyty. Prezentuje tu pełen zakres swych umiejętności, od pięknego delikatnego śpiewu po bardzo mocny, na granicy krzyku. O wszystkim decyduje charakter poszczególnych kompozycji.
Muzycznie Norwegowie postawili na ciepłe brzmienie i różnorodność w graniu. Płytę otwiera bardzo spokojny "Stream", przechodzący w ambientowy "Monody". Przy czym pisząc o ambiencie nie mam na myśli dokonań chorych tworów spod znaku Cold Meat Industry, bardziej ambient w stylu niektórych płyt Biosphere ("Substrata"), czy Origami Galaktika. Dalej pojawia się jazzujący, zakręcony "Sophisticated Vampire", z drążącym, połamanym rytmem i wysuniętą linią basu. Nastrojowy, piękny "Harvest", gdzie głos Ann-Mari brzmi niezwykle kojąco, zresztą podobnie, jak zamykający płytę utwór na pianino "Sleep". W "Did You" dochodzi do głosu odrobina psychodelii, gdzie tak naprawdę jedyny raz na płycie pojawiają się mocniejsze gitary, w zapętlonym temacie pod koniec utworu, a wtóruje im znów Edvardsen, wykrzykując "Did you, did you kill me, did you bury me, did you?!". I kolejny ambientowy "Myriad Of Peep-holes" z trzaskami fal radiowych i klawiszowym tłem oraz spokojnym śpiewem. Po nim mój faworyt w postaci "Sort Of Invisible". Znakomity zwiewny temat na gitarę, z włączającą się gitarą akustyczną, pojawiającą się tu i ówdzie, spokojnie i miarowo grającą perkusją i klawiszowym tłem, i jak na całej płycie znakomitym wokalem Ann-Mari Edvardsen; a jeszcze gdzieś po drodze pojawiają się sample filmowe z jakimś dialogiem. Wreszcie pozbawiony tekstu, instrumentalny w przeważającej części "A Touch Of...", gdzie wokal funkcjonuje jak kolejny instrument. W tym numerze znowu bas i perkusja pełnią gówną rolę. I perkusja również, znakomitym tematem rozpoczyna "Hollow", do równego rytmu dochodzi delikatny temat gitarowy i ambientowe tło, tak skomponowana całość przechodzi jeszcze w tym numerze w kulminację, którą poprzedza zapętlony programowany elektroniczny motyw. A wszystko wciąga i hipnotyzuje.
Zespół kolejny raz prezentuje płytę do wielokrotnego słuchania. Niespiesznie płynąca muzyka pochłania słuchacza; klimat stworzony przez muzyków urzeka i fascynuje. A to jeszcze na szczęście nie ostatnie ich słowo. Była to jedynie ostatnia płyta z Ann-Mari Edvardsen na wokalu. Totalna zmiana stylu (trip-hop/elektronika) na kolejnej płycie przyniosła również niespodziankę w kwestii wokalu. Ale o tym następnym razem...
Sebastian Urbańczyk