Crystal Caravan

Against The Rising Tide

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Crystal Caravan
Recenzje
2010-12-01
Crystal Caravan - Against The Rising Tide Crystal Caravan - Against The Rising Tide
Nasza ocena:
9 /10

Po recenzowanym niedawno Lonely Kamel, czas na kolejną porcję świetnego retro rocka, prosto z Transubstans Records/Record Heaven. O ile jednak ci pierwsi prezentują współczesną wariację na temat klasycznego rocka sprzed czterech dekad, tak twórcy "Against The Rising Tide" brzmią niemal jak żywcem przeniesieni w czasie.

Idę o zakład, że tylko naprawdę dobrze osłuchani w podobnym graniu fanatycy byliby w stanie wyłącznie ze słuchu rozpoznać, że recenzowany krążek powstał w roku 2010.

Ów wehikuł czasu o trafnie dobranej nazwie Crystal Caravan rusza w podróże po bezdrożach czasoprzestrzeni prosto z surowej Szwecji. To żadne zaskoczenie, w końcu Kraj Trzech Koron jest prawdziwym zagłębiem podobnych zespołów. Wikińscy przodkowie tych wszystkich współczesnych hippisów muszą przewracać się w kurhanach bądź innych miejscach wiecznego spoczynku w reakcji na całą tę degrengoladę. Oto potomkowie twardszych niż stal blondwłosych wojowników znienacka przypomnieli sobie, że kwiat to niezły dodatek do długich piór, najlepszy zaś temat piosenek to imprezy, używki, kobiety i tym podobne pierdoły. Wystarczy zresztą spojrzeć na zdjęcia całej siódemki muzyków tworzących kapelę. Ciuchy też przywieźli sobie w wehikule. Zresztą, kto normalny ubrałby się dziś w ten sposób?

Jakby tego było mało, cały zespół, nagrywając "Against The Rising Tide" zamknął się na dwa tygodnie w starej kaplicy, gdzie dla uzyskania odpowiednio naturalnego soundu partie perkusji, gitar, basu i organów Hammonda rejestrowano jednocześnie. To już wręcz w głowie się nie mieści, jakie to fanaberie wymyślają gówniarze, znudzeni tym nowoczesnym, jakże smakowitym muzycznym plastikiem.


Ulubionym celem wędrówek Crystal Caravan jest przełom lat ’60 i ’70. Można tu wymienić choćby The Who, Free, a nawet Uriah Heep czy The Doors (początek "Focus") i prawdopodobnie kilkanaście innych kapel, o których być może nigdy nie słyszałem. Odnoszę wrażenie, że niemal każda nuta zawarta na albumie została już gdzieś, kiedyś, przez kogoś zagrana. Podstawowym zadaniem, jakie postawił przed sobą zespół było wybranie odpowiednich patentów z bogatej spuścizny klasycznego rocka, zagranie ich na nowo i uporządkowanie całości we właściwy sposób. Niby proste, a w praktyce jakie trudne. Mimo, że brzmi to jak metoda pracy byle kopisty, zdecydowanie tak bym jednak Szwedów nie nazwał. Czuć tu bowiem nietuzinkowy talent, ich doskonałe osłuchanie i wyczucie tematu.   

"Against The Rising Tide" jest przebojowy, lekki i bardzo słuchalny. Nie mam wątpliwości, że takie kawałki, jak na przykład rewelacyjny "Apple Hotel" 40 lat temu mogłyby z łatwością szturmować listy przebojów, z powodzeniem podejmując rywalizację z ówczesnymi megagwiazdami. Prawdziwe mistrzostwo vintage rocka. Z kolei dynamiczny, rozkrzyczany (Niklas Gustafsson drze się w końcówce niemal jak Plant w "Communication Breakdown") "Blue Blues" królowałby zapewne na każdej imprezie (wtedy to były chyba prywatki?). Zaś ośmiominutowy, zamykający płytę "Wrecking Ball" byłby idealnym podkładem pod proces zawierania bliższych znajomości przez uczestników i uczestniczki tychże imprez (no chyba, że rozproszyłoby ich znakomite purplowskie zakończenie kompozycji). Jako urodzony zbyt późno, niedoszły uczestnik nurtu flower-power oczywiście polecam.

Szymon Kubicki