Drodzy Czytelnicy, mamy tu ciekawostkę przyrodniczą. Zespół mało znany, polski, a do tego bardzo dobry. Czy takie zestawienie jest gwarancją sukcesu? Czy na rodzimym rynku muzycznym można się przebić nie grając muzyki typowo radiowej? Dlaczego akurat ten zespół zasługuje na uwagę?
Z pewną dozą nieśmiałości wrzuciłam "Incubate" do odtwarzacza. Ot, kolejna ciekawostka trafiająca w moje złe ręce. Okładka nie straszyła żadnymi demonami, gołymi byłymi dziewicami ani złem i szatanem. Brak standardowych zachęcaczy. No cóż, ciekawość była większa. Płyta zaczyna się kręcić, zaczyna się dość długi wstęp, pojawia się wokal i… nie wiem kiedy mija te prawie 8 minut! Co ciekawe, cała EPka, chociaż składa się z 6 utworów, trwa… blisko godzinę! Nie jest to jednak zmarnowana godzina. Muszę przyznać, że dawno nie słyszałam tak świetnie nagranej płyty. Bardzo przemyślany materiał, może nie grzeszy wyjątkową różnorodnością, ale jak wiadomo, od nadmiaru grzechu może boleć brzuch (szczególnie po około 9 miesiącach).
Muzyka Qube może przywodzić na myśl nieco albumy Toola, niemniej jednak nie jest to kopiuj/wklej i zagraj. Fascynacje muzyczne tego kwintetu są dość dobrze wyczuwalne, ale panowie nie pozwolili na to, aby przyćmiły ich wizję. Co prawda, wyjątkowo długie wstawki muzyczne i solówki chwilami nieco męczą, ale i również fascynują. Połączenie może nieco dziwne, ale w tym konkretnym przypadku sprawdza się całkiem nieźle. Głos Perły dopasowany do tekstu przez niego śpiewanego potrafi stworzyć świetny klimat - gdy trzeba to pokrzyczy, innym razem wprowadza nieco melancholii. Wokalista nie stara się górować nad resztą zespołu, a świetnie współbrzmi z nimi. Nie stara się też skupić na sobie całej uwagi. Zresztą, patrząc na to jak grają pozostali, było by mu bardzo ciężko tego dokonać. Obaj gitarzyści świetnie ze sobą współpracują, solówki nie są monotonne, czy nudne. Chwilami może nieco przy długie, ale nikt nie jest idealny. Przez materiał przewija się nawet jakaś solówka na basie. Nienajgorsza z resztą. Nikt tu nie stara się wyjść na prowadzenie (wszakże nie są to wyścigi), chociaż moim skromnym babskim zdaniem mimo że wszyscy muzycy są naprawdę dobrzy, na szczególną uwagę zasługuje pan perkusista. Nie, nie chodzi o urok osobisty, a raczej sposób i jakość gry. Przejścia, solówki, styl gry - chylę czoło. Jest zdecydowanie najmocniejszym punktem zespołu, aż się boję pomyśleć co się dzieje na koncertach. Bow to the sound! Swoją drogą materiał przedstawiony na "Incubate" choć wyjątkowy, ciekawy, intrygujący i wielopoziomowy, w wersji live może spowodować uraz szczęki opadającej na podłoże i tachykardię.
Jeśli ktoś boi się poobijania, bądź jego słabe serce nie jest w stanie przetrzymać takiej dawki emocji na raz i to w wersji na żywo, proponuję urządzić sobie spacer do sklepu muzycznego i posłuchać chłopaków w wersji odtwarzaczowej. Naprawdę warto. Słuchając tak dobrej płyty nachodzą mnie jednak smutne myśli. Dlaczego tak dobre zespoły nie są promowane? Dlaczego jesteśmy zmuszani do słuchania jednostajnej chały lecącej w stacjach radiowych skoro mamy tylu świetnych, zdolnych muzyków?
Julia Kata