Foreigner

Can’t Slow Down (Deluxe Edition)

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Foreigner
Recenzje
Grzegorz Bryk
2021-02-26
Foreigner - Can’t Slow Down (Deluxe Edition) Foreigner - Can’t Slow Down (Deluxe Edition)
Nasza ocena:
5 /10

Nawet jeśli Foreigner mieli kiedyś rockowy pazur, to ścięto go dawno temu i chociaż świta pod dowództwem jedynego członka oryginalnego składu Micka Jonesa stara się pokazywać tu i ówdzie (chociażby na bankietach dla bogaczy – patrz „Double Vision: Then and Now”) to ten zespół wszystko co miał do zagrania, zagrał już dawno temu.

Niejako poświadcza temu reedycja „Can’t Slow Down” w wersji deluxe. Dlaczego postanowiono wznowić ten album z roku 2009? Trudno powiedzieć. Ani to znaczący w dyskografii Foreigner punkt, ani jakieś wybitne dzieło, z jego dostępnością też problemu nie ma. Pierwszy album po 15 latach studyjnego milczenia, ale też ostatni do dnia dzisiejszego. Cóż, „Can’t Slow Down” w największym skrócie to gitarowe granie dla gospodyń domowych i delikatnie już podstarzałych, zatopionych w kanapach wujków - bezpieczny, ułożony hard rock, za którego słuchanie nie pogniewałby się wasz proboszcz. Radiowe, wysokobudżetowe nagranie mające trafić w jak największe grono odbiorców. Bez buntu, czegoś niebezpiecznego czy ekscytującego.

I właściwie tak jest z „Can’t Slow Down”: ten album może się spodobać każdemu. Mamy naprawdę solidnego i obdarzonego dobrym głosem wokalistę Kelly Hansena, pozbawionego przy tym jakiejkolwiek charyzmy rockowego frontmana. Niemniej są dobre melodie, bo takich odmówić temu albumowi nie sposób. Mam fanfary instrumentów dętych, zupełnie jakbyśmy słuchali rocka dla seniorów, są też przesłodzone, lukrowe balladki, przy których niejedna ciocia powinna uronić łezkę. Tytułowy „Can’t Slow Down” zapowiada wprawdzie żwawe i elektryzujące rockowe granie, ale to napięcie szybko pada, bo po chwili z głośników sączy się „In Pieces”, świetny numer do serialu o miłosnych perypetiach wielkomiejskich pracowników domów mody… Nawet jeśli gdzieś tam Foreigner próbują przemycić trochę rockowego grania („Living in a Dream”, „Ready”, „Too Late”), to się okazuje, że brak tym nagraniom pikanterii.

Dużo częściej serwują jednak płaczliwe balladziny jak „I Can’t Give Up”, „I'll Be Home Tonight” (chociaż ta jest jeszcze znośna) czy „As Long As i Live”, a ogólnie cały krążek ma posmak romantyzującego lukru z miodem.

W wersji deluxe bonusowa płyta zawiera m.in. edycje radiowe numerów, ich wersje live, a nawet live z orkiestrą. Oczywiście nie zabrakło „I Want to Know What Love Is” w wydaniu koncertowym oraz akustycznego „The Flame Still Burns”, utworu, który w zdecydowanie ciekawszej aranżacji wybrzmiewał na soundtracku do filmu „Strill Crazy”. Kilka z rzeczy zostało oznaczonych jako nigdy wcześniej niepublikowanych. Ciekawostki dla fanów i rzeczy mało interesująca dla przeciętnego słuchacza.

Powiązane artykuły