Wydawało się, że buntowników już nie ma, wyginęli jak dinozaury a ewentualne niedobitki egzystowali skryci w podziemiach obskurnych klubów. Ich bunt nie był światu potrzebny. Okazało się jednak, że buntownicy mają się dobrze, po prostu brakowało powodów do buntu.
W momencie gdy System zaczął zawodzić, pojawiły się głosy sprzeciwu. Pierwszym takim wrogiem obecnego Porządku stał się Kazik, mimowolnie, nawet się o to nie prosząc. Po prostu obecny Porządek potrzebuje wrogów by istnieć i każdy kto myśli inaczej niż ów Porządek, z automatu jest śmiertelnym adwersarzem. A przecież „Twój ból jest lepszy niż mój”, która po drodze pozostawiła w zgliszczach największe polskie radio, to była piosenka żartobliwa, wręcz kabareciarska, nie miała nic z pikanterii jaką w przeszłości serwował Staszewski śpiewając o Wałęsie, Oleksym czy Millerze. Dezerter jest przeciwnikiem innego kalibru: nie szydzi, nie robi sobie zgrywy, nie dyskutuje. Dezerter strzela.
I tak, nowa płyta Dezertera nie spodoba się tym, których poniosła fala nienawiści do wszystkiego co niezgodne z ich zamkniętym na obce punktem widzenia. Już na wstępie Robert „Robal” Matera informuje, że: „Parlament przegłosował, że kłamstwo to nowa prawda” i daje jasny komunikat: „Kiedy przemawiają kłamstwa, krzycz! Milczenie jest zbrodnią!”. Kontestacyjny i antysystemowy charakter będzie się w nowym materiale Dezertera unosił permanentnie. Świetny „Idziemy po was” daje jasny sygnał, że nie ma zgody na rzeczywistość, którą próbują forsować rządzący, a do ich pupilów, w imię patriotyzmu radośnie i pokojowo podpalających mieszkania i rzucających brukowymi kostkami podczas marszów ulicami Warszawy, w utworze „Brunatny” mówi prosto: „Zapamiętaj człowieku, prawda jest okrutna // kolor brunatny jest kolorem gówna” (aluzja do NSDAP). Antysystemowe manifestacje i sprzeciwiających się opresyjności władzy opisuje również „Wszystkie lęki świata” – wątków i aluzji nawiązujących do współczesnej polityki jest tu multum.
Najmocniejszy punkt nowego Dezertera to jednak poruszający temat pedofilii w kościele „Dzień dobry, dzień zły”:
Najpierw niechciany dotyk
Obleśne pocałunki
Zawsze uzasadnione
Bo przecież Bóg tak chciał
- wrzeszczy Matera, po czym dodaje: „Od setek lat // Bezkarnie robią co chcą // Dziecięcy strach // Potrafią zamienić w zło”. Codziennie w serwisach informacyjnych widzimy, że zło nie jest wystarczająco karane i właśnie dlatego – zdaje się mówić Dezerter - trzeba o nim krzyczeć, jak najgłośniej, by winni zostali napiętnowani jeszcze za życia.
Muzycznie u Dezertera nie zmieniło się wiele. To klasyka ich stylu opartego na szybkich perkusjach i prostych, punkowych riffach. Jak dla mnie album brzmi trochę zbyt czysto, życzyłbym sobie, że będzie brudniej i chropowato, bo w takiej otoczce teksty Krzysztofa Grabowskiego zyskałyby jeszcze silniejszy wydźwięk. Również Matera nie ma już w głosie tyle wściekłości jak w czasach, gdy pisał do prezydenta list informujący o dezercji, niemniej wciąż czuć w nim autentyzm przekazu i solidne wkurzenie. Przydałoby się też kilka dodatkowych minut, bo płyta zamyka się w 27 minutach, choć zyskuje na tym intensywność.
„Kłamstwo to nowa prawda” jest krążkiem ważnym – dodatkowo zwróćcie uwagę na fantastyczną okładkę! Głównie dlatego, że starzy buntownicy są słyszalni głośniej niż młodzi, mają większy posłuch, a obecne czasy potrzebują buntu. Skoro dyplomacja nie jest już możliwa, pozostaje krzyk niezgody na panoszące się zło, bo jest to krążek o ludziach mających w sercu nienawiść i zło. Jeśli ten bunt będzie wystarczająco głośny to na pewno usłyszą i zaczną się bać.