The God-Shaped Void
Gatunek: Rock i punk
Powrót po latach.
Aż chciałoby się zacząć klasykiem spod znaku George'a Lucasa: „Dawno temu, w odległej galaktyce…”. Wszak w zamierzchłym 1997 roku o kalifornijskim zespole Psychotic Waltz słuch zaginął. Minęły przeszło dwie dekady, świat uległ drastycznym zmianom, powstało wiele znakomitych progmetalowych albumów i nagle z tego czasowego bezkresu muzycy Psychotic Waltz zdołali się wydostać. Co prawda w 2010 roku zagrali serię koncertów w Europie u boku Nevermore i Symphony X, ale ich prawdziwy powrót nastąpił właśnie teraz w 2020 roku, o czym najlepiej świadczy album zatytułowany „The God-Shaped Void”.
Formalnie rzecz biorąc to piąty duży krążek w dyskografii kapeli, będący następcą wydanego w 1996 roku albumu „Bleeding”. Od tego materiału zmienił się skład Psychotic Waltz, bo na basie grał wówczas Phil Cuttino, a na „The God-Shaped Void” na tej pozycji usłyszymy już Warda Evansa. Powrót jest więc bardziej esencjonalny, niż się wydaje, bo nowy album Psychotic Waltz został nagrany w oryginalnym, pierwszym składzie. Skoro już więc powrót kapeli do samych korzeni stał się faktem, to wypadałoby postawić odpowiedź na pytanie, które niekiedy nie potrzebuje odpowiedzi: czy warto było? Warto. Nowy album formacji z pewnością zadowoli wszystkich fanów rocka i metalu progresywnego, którzy od czasu do czasu lubią nurkować do oceanu psychodelicznych muzycznych wizji. To powrót godny dziedzictwa zespołu.
W świecie mrocznych symboli muzycy Psychotic Waltz nawołują do boskich praw natury, tych odwiecznych i niezniszczalnych, szczególnie gdy przychodzi im mierzyć się z destrukcyjnym człowiekiem. Tak oto kapela w tonie oskarżycielskim poddaje pod wątpliwość kondycję współczesnego człowieka – krytykuje fałsz i cynizm zarówno na poziomie mediów, jak również organizacji. Krytykuje człowieka odłączonego od relacji międzyludzkich, zniewolonego przez systemy (polityczne, religijne, społeczne) i obojętnego na wspomniane prawa natury, w zasadzie: na samego siebie. Przesłanie „The God-Shaped Void” jest smutne i ponure. Tytułowa pustka w kształcie Boga jest tym, co człowiek zrobił sam ze sobą, odrzucając boskość praw natury. Z przesłaniem koresponduje sama muzyka. Intensywna, gęsta, niekiedy przytłaczająca, wpisująca się w dobre standardy twórczości grupy.
Instrumentaliści Psychotic Waltz nigdzie specjalnie się nie spieszą, celebrując akcenty na instrumentach i tworząc coś w rodzaju narkotycznego rytuału wokół wielobarwnych wokali Devona Gravesa. Muzyce, pomimo dużej gęstości na poziomie gitar i perkusji, nie brakuje przestrzeni, a także pięknych solówek („Devils and Angels”, „Back To Black”, „The Fallen”, „Sisters Of The Dawn”, „In The Silence”). Trzeba przyznać, że sekcja gitarowa w osobach Dana Rocka i Briana McAlpina zaprezentowała wszechstronny wachlarz możliwości. Równocześnie w utworach zawartych na „The God-Shaped Void” kapela często żongluje tempem, balansując na krawędziach hard rocka i metalu, a także dodając dużo nieoczywistości do swoich utworów („Stranded”, „All The Bad Men”, „Pull The String”). Muzycy Psychotic Waltz sięgają też do wspomnianego mrocznego, nieco przytłaczającego klimatu, który dobrze oddaje ducha lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku („Sisters Of The Dawn”). Na dystansie albumu do mocnego, intensywnego instrumentarium wkradają się również elementy psychodelii („Devils and Angels”, „While The Spiders Spin”).
W ten sposób w objęciach pięknych partii gitarowych, w nieregularnym tempie i w żywiołowych zwrotach akcji, pod dyktando charyzmatycznego wokalisty, otrzymujemy sentymentalną podróż, w której przewodnikami są muzycy Psychotic Waltz. Oczywiście w zawartości „The God-Shaped Void” znalazło się także sporo konkretów. Album bywa drapieżny w heavymetalowym stylu („Back To Black”, „In The Silence”), bywa uwikłany w rockową melancholię, która w obecności słuchaczy przeistacza się w nieco histeryczny lament („The Fallen”) lub w mocny rockowy manifest („Demystified”).
Całość dobrze świadczy o kondycji Psychotic Waltz. Album jest wielobarwny, ale oparty na charakterystycznym brzmieniu. Każdy utwór na „The God-Shaped Void” to fragment tożsamości Psychotic Waltz. Nie chodzi tu tylko sentymenty na temat twórczości kalifornijskiej kapeli, ale też o muzykę, która współcześnie znajdzie pokaźne grono odbiorców. To dobry powrót do świata muzyki.