Wiolonczele Apocalyptiki znowu brzmią pięknie i majestatyczne. Dziewiąty album studyjny zespołu zatytułowany „Cell-0” to prawdziwe katharsis Finów.
Aż siedemnaście lat trzeba było czekać aż Apocalyptica znowu stanie się wolna od wszelakiej maści wokalistów, którzy udzielali się na ostatnich czterech albumach kapeli. W tym barwnym repertuarze głosów muzyka fińskiego zespołu zaczęła stawać się przebojowa, ale i przypadkowa, coraz bardziej pozbawiona tożsamości. Magia formacji dowodzonej przez Eicca Toppinena zaczęła ulatywać na rzecz chwytliwych utworów, często sprawiających wrażenie pospolitego i niczym niewyróżniającego się show. Jednak wraz z wydaniem „Cell-0” wiolonczele Apocalyptiki znowu płoną!
Ten w pełni instrumentalny materiał zawiera łącznie dziewięć utworów, które wpisują się w najlepsze standardy Finów wypracowane jeszcze w czasach takich kamieni milowych ich twórczości jak „Cult” z 2000 roku czy „Reflections” z 2003 roku. Świeże, jakże wymowne brzmienie krążka jest wynikiem dojrzałego stylu Apocalyptiki, ale zarazem odczuwalnej chęci powrotu do korzeni. Ważkość tego materiału polega nie tylko na dziewięciu naprawdę dobrze brzmiących kompozycjach, ale też na ścisłym nawiązaniu kapeli do swoich najlepszych nagrań, kiedy to Apocalyptica była postrzegana jako zjawisko.
Na dystansie albumu usłyszymy podniosłe momenty, będące formą muzycznej wędrówki do świata wiolonczeli i perkusji. Kapela nie stroni od refleksyjnego, a momentami nieco schizofrenicznego grania. Utwory są pełne dynamizmu, nieoczekiwanych zmian tempa i głębokich muzycznych zanurzeń. Zdarza się, że metalowi wiolonczeliści wydobywają ze swoich instrumentów więcej mocy, niż rasowe thrash metalowe kapele, choć na „Cell-0” znalazło się także dużo momentów onirycznych, takich, które skłaniają słuchacza do głębokich przemyśleń.
Fińskimi wiolonczelami zostały nawet napisane przejmujące ballady („Rise”, „Catharsis”), znalazło się tu także trochę folku za sprawą obecności Troya Donockleya („Fire & Ice”). Jednak szczególnie kuszące okazują się liczne solowe wypuszczenia muzyków, gdzie pod tym względem prym wiedzie wspominany już Eicca Toppinen. Efekt brzmienia samotnej wiolonczeli wybrzmiewającej nagle spośród potężnego natłoku dźwięków wywołuje dreszcze na skórze.
W tej wielowątkowej krainie dźwięków na szczególne uznanie zasługują takie perły jak „Ashes Of The Modern World”, tytułowy „Cell-0”, „En Route To Mayhem”, „Scream For The Silent” i „Beyond The Stars”, będące symbolem odrodzenia zespołu. To jakże klimatyczne, momentami wręcz zagadkowe i zawsze wywołujące wielkie emocje utwory. Zatem wszystko się zgadza. To Apocalyptica, której nie potrzeba słów. Wszystko mówią napełnione pasją wiolonczele.
Całość dodatkowo wzmacnia przesłanie albumu, na którym Apocalyptica tworzy wizję rozpadającego się świata. Muzyka zawarta na „Cell-0” może być więc soundtrackiem do nadchodzącej apokalipsy. Na ten moment jest przede wszystkim wspaniałym powrotem do własnego dziedzictwa i własnej tożsamości. Wiolonczelowe katharsis.