Jimmy Eat World

Surviving

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Jimmy Eat World
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-12-13
Jimmy Eat World - Surviving Jimmy Eat World - Surviving
Nasza ocena:
7 /10

Nowy, dziesiąty już krążek niedawno kończącego ćwierć wieku Jimmy Eat World tylko potwierdza mocną pozycję zespołu w świecie alternatywnego grania.

„Surviving” robi się jednak najciekawszy gdy Jimmy Eat World wychylają się ze standardowego i powtarzalnego rocka alternatywnego, ku bardziej nieoczywistym brzmieniom. Trudno nie rozkołysać się przy tak dobrej piosence jak „555”, która dzięki swojemu jasnemu brzmieniu, przestrzeni, dream popowym konotacjom i sielskiemu klimatowi aż prosi się o ponowny odsłuch. To bodaj najlepszy, choć wcale nie tak znowuż atencyjny czy rozkrzyczany kawałek na albumie, bardzo bliski temu co The Killers zrobili na nomen omen świetnym „Wonderful Wonderful” (2017).

„Recommit” przykuwa uwagę sennym tempem i onirycznymi wokalami. Interesujący jest też najdłuższy na płycie i zarazem ją zamykający „Congratulations”, w którym zespól ucieka od schematycznej, piosenkowej formy, serwuje wyciszenie w środku kawałka, by móc oddawać się instrumentalnym zabawom na tle hipnotycznej linii basu Ricka Burcha i budującym atmosferę wokalizom. W finale utwór wybucha ostrymi riffami Jima Adkinsa i Toma Lintona stanowiąc mocne zamknięcie krążka.

Większość nowego materiału Amerykanów mieści się jednak w gatunkowych granicach przebojowego alternatywnego rocka podkolorowanego popem rockiem i pop punkiem. Ale i tu bywa ciekawie, bo mimo swoich 25 lat na scenie Jimmy Eat World wciąż grają z mocą rozkochanych w tym co robią młodzieniaszków, mają pomysły na chwytliwe, wybuchowe refreny i zadziorne gitary w zwrotkach, przez co krążek elektryzuje i angażuje. Nie bez znaczenia są też nadające barw klawisze. Stacje radiowe mają z czego wybierać, bo potencjalnych hitów jest tu przynajmniej kilka z tytułowym „Surviving”, „Criminal Energy”, „Love Never” i „One Mil” na czele, a najmocniej popowy jest „Delivery”. Nad brzmieniem czuwał Justin Meldal-Johnsen, facet w przeszłości zaangażowany w pracę z chociażby Nine Inch Nails i Mars Volta, choć brzmieniowo Jimmy Eat World zdecydowanie bliżej do innych podopiecznych Meldal-Johnsena: Pixies, Paramore i Garbage. Można tez odnieść wrażenie, że Jim Adkins osłuchiwał ostatnio płyty The Killers, bowiem wpływy zespołu Brandona Flowersa są dość wyraźne.

„Surviving” to album, z którego można wyłuskać kilka naprawdę świetnych chwil, numerów wartych ponownego odsłuchu, a nawet zagoszczenia na dłuższy czas w codziennej playliście. To bezpretensjonalny, kolorowy i przebojowy krążek. Na gruncie sezonowej rozrywki udał się ten album Jimmy Eat World.