Zespół w Polsce znany chyba nieco mniej, choć podbił światowe sceny. Sercem oddany Londynowi, choć z polskimi korzeniami.
Po ukazaniu się singla „London Skinhead Crew” ich kariera wystrzeliła jak z procy i wylądowali z koncertami praktycznie na każdym kontynencie. Zaliczyli festiwale Hellfest, With Full Force i Punk Rock Bowling w Las Vegas, a także polski Pol’and’Rock. Jak i setki innych gigów na całym globie.
Booze & Glory w 2009 roku założyło w Londynie trzech Polaków i Anglik irlandzkiego pochodzenia, ale od tamtego czasu wszystko się w ekipie pozmieniało – przez skład przewinęli się Francuzi, Włosi, Szwedzi, Grecy i Hiszpanie tworząc iście kosmopolityczną mieszankę. Kapitanem tego okrętu jest jednak niezmiennie Marek Rusek, na najnowszym, piątym wydawnictwie „Hurricane” wspierany przez gitarzystę Kahana (Polska), perkusistę Franka (Włochy) oraz hiszpańskiego basistę Chema.
Najogólniej rzecz ujmując Booze & Glory grają punk rocka o ulicznym zabarwieniu, związanego ze sceną Oi!. Czuć w tych dźwiękach klimat ulicy, londyńskich knajp gdzie tłuką się o siebie kufle z piwem, kumpelskiej atmosfery i kibicowskich przyśpiewek - „Three Points” nawiązuje do hymnu West Hamu United „Im Forever Bowing Bubbles”, którego Marek jest kibicem. Całość oparta jest na dynamizmie sekcji i chwytliwej melodii na gitarach i wokalu oraz podpompowana przynoszącymi wiarę w człowieka tekstami o przełamywaniu barier pomiędzy ludźmi różnych kultur i ras; poszukiwaniu wspólnego języka i braterstwie. Również o piciu browarów i miłości do piłki nożnej. Wykrzykiwane chórami melodyjne refreny przypominają uliczne hymny i barowe przyśpiewki: trochę folkowe, trochę kibicowskie, ale wciąż podszyte punkową nonszalancją i butą. W swojej istocie bardzo bliskie temu co tworzy Dropkick Murphys.
Do stałego zestawu punkowych zagrywek (pędzącej przed siebie perkusji i hałaśliwych gitar) zespół dorzucił nowe elementy jak choćby organy („Never Again”, „Hurricane”), pianino („Hurricane”, przesiąknięty irlandzkim charakterem „Too Soon” i cover Eltona Johna „I’m Still Standing” odpowiednio dopieprzony punkową otoczką) czy brzmienia akustyczne. Reszta materiału to zlepek punk rockowych hymnów, tryskających energią i wpadających w ucho od pierwszych taktów. I choć ze strony fanów mogą pojawić się pewne głosy niezadowolenia z powodu tych udelikatniających punkową muzykę elementów, to ciężko sobie wyobrazić, by krążek mógł się komuś nie spodobać. Rzeczowe, pełne pasji granie. Słucha się przednio!