Phil Collins. Człowiek Orkiestra
Gatunek: Rock i punk
Będzie to opowieść o jednym z najwybitniejszych perkusistów swojego pokolenia, a może nawet i w całej historii rocka, rozkochanego w jazzie i fusionowych improwizacjach, który jakby zupełnie od niechcenia został jedną z najjaśniejszych gwiazd muzyki pop.
Dziś jest po trzech nieudanych małżeństwach. Zniszczone przez czas, wysiłek i alkoholowe uzależnienie ciało Phila Collinsa nie pozwala mu grać na perkusji. Bębny na ostatniej solowej płycie nagrywał z pałeczkami przyklejonymi taśmą do dłoni, bo nie mógł ich utrzymać o własnych siłach. Porusza się o lasce. Niemal ogłuchł na jedno ucho. Głos nie wyciąga takich dźwięków jak dawniej, a mimo wszystko ostatnia trasa, z którą Collins zagościł również w Polsce, przyciągnęła tłumy. Jego muzyka wciąż żyje i ma się całkiem dobrze. Sam często wracam do naszpikowanego nieśmiertelnymi hitami winylowego wydania „...But Seriously” i ten krążek nieprzerwanie zachwyca atmosferą i doskonałymi melodiami.
O Collinsie mogliśmy ostatnio poczytać choćby w jego autobiograficznej „Jeszcze nie umarłem” (Wydawnictwo Dolnośląskie, 2016). U nas tematem zajął się Maurycy Nowakowski, naczelny polski genesisoznawca mający na koncie publikacje poświęcone Genesis, formacji, w której Collins tak naprawdę rozpoczął marsz po status ikony muzyki pop. Nowakowski wziął na warsztat również życiorys Petera Gabriela i Steve Hacketta. Jeśli tematy wokół-genesisowe was nie interesują, to warto nadmienić, że wrocławski autor pisał również o Riverside („Sen w wysokiej rozdzielczości”), ale jest też twórcą kilku powieści. To zresztą nie pierwsze wydanie „Człowieka Orkiestry”. Biografia wcześniej ukazała się nakładem wydawnictwa Anakonda (jej recenzję możecie przeczytać W TYM MIEJSCU). To obecne, poprawione i rozszerzone, powróciło w katalogu In Rock.
Można śmiało powiedzieć, że tegoroczna wersja naprawia większość błędów poprzedniczki. Przede wszystkim Nowakowski skrupulatnie opracował tak przecież ważną część dyskografii Genesis post-Gabrielowską, nie tylko progresywną, ale również popową, gdy Genesis wyrwało się z ciężkich percepcyjnie tematów ku przebojowym piosenkom. Za czasów Anakondy ten temat był potraktowany mocno po macoszemu, autor skupiał się też bardziej na prywatnym życiu Collinsa – kolejne miłosne podboje, które wcześniej czy później kończyły się niepowodzeniem, co zresztą doprowadziło Phila do depresji i alkoholizmu, zdawały się wieść prym. Teraz, po dodaniu fragmentów dużo lepiej opisujących działalność muzyczną artysty i solidnie opisujących kolejne płyty, Nowakowski osiągnął konsensus między tematami plotkarskimi a dokonaniami artystycznymi. Tego tekstu dodano zresztą bardzo dużo, więc to na pewno nie tak, że „Człowiek Orkiestra” od In Rock to delikatnie podretuszowana publikacja. Ci którzy mają wcześniejsze wydanie nie powinni się więc martwić, że dostaną to samo w innym, nieco mniej imponującymi opakowaniu.
Historia życia Collinsa to przede wszystkim opowieść o człowieku. Nawet nie mega-gwieździe muzyki pop. Phil dręczony był raczej przyziemnymi problemami, bo o ile artystycznie i komercyjnie radził sobie zawsze bez najmniejszych problemów, to jego życie emocjonalne, głównie zaś miłosne doprowadzało do kolejnych upadków – a przecież już jego serdeczny kolega Brian May śpiewał, że „too much love will kill you”. Dobry scenariusz dla telenoweli? Może gdyby telenowele silniej eksponowały aspekty psychologiczne.
Nowakowski podchodzi do tematu raczej na nutę fanowską. Ktoś kto nie jest wielbicielem twórczości Genesis i Collinsa może czuć się lekko znudzony opracowaniami kolejnych płyt, szczególnie gdy zna zaledwie parę najbardziej popularnych numerów, a przecież tych albumów na przestrzeni lat artysta wydał kilkanaście – tym poleciłbym raczej wcześniejszą wersję Anakondy, wciąż dostępną na serwisach aukcyjnych. Dla tych którzy stabilniej siedzą w temacie Genesis i Collinsa tegoroczne wydanie będzie zdecydowanie ciekawszym wyborem. Solidna dziennikarska robota.