Desolated

A New Realm of Misery

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Desolated
Recenzje
Grzegorz Pindor
2019-06-18
Desolated - A New Realm of Misery Desolated - A New Realm of Misery
Nasza ocena:
8 /10

Krótkie żywoty hardcore’owych zespołów i ich bliźniacze składy personalne, to temat na obszerny materiał, na który się mimo wszystko tym razem nie skuszę. Z pewnością warto za to napisać o powrocie Desolated.

Brytyjscy kierowcy betonowego walca rozstali się w zgodzie i dobrych humorach po wymownym „The End”, który jednak wcale nie zwiastował końca grupy. Po blisko dwuipółletniej przerwie panowie przypominają o sobie materiałem, który bez cienia wątpliwości dowodzi tego, kto gra najcięższe breakdowny na Wyspach i dlaczego beatdown/hardcore/slam potrzebował tego zespołu.

Zresztą, co najciekawsze to właśnie trzeci z wymienionych tutaj gatunków gra pierwsze skrzypce, a hardcore’wy kręgosłup to tylko punkt wyjścia do kolejnych wyziewów. Niechaj za najlepszy przykład posłuży „Still Breathing But Not Alive”, który równie dobrze mógłby znaleźć się na płycie Annotations of An Autopsy i generalnie nikt nie odczułby różnicy. To zresztą zasługa Paula Wiliamsa, który jest odpowiedzialny za znakomitą większość linii wokalnych. Niezależnie, czy raczy nas niskimi deathcore’owymi growlami czy bardzo charakterystycznym krzykiem, słuchacz odnosi wrażenie jakby miał do czynienia z co najmniej kilkoma różnymi frontmanami (przykładowo z Gunishment, Pay No Respect czy No Zodiac). Niezwykle nietuzinkowa postać, a co najważniejsze, znak rozpoznawczy Desolated, pchający ten zespół na coraz to nowe rejony brutalności.

Czytelnicy forum reddit, zauważyli iż „A New Realm of Misery”, przez swoją gatunkową rozpiętość, novum w postaci solówek i ciężar, spokojnie mogłoby być materiałem wieloletnich kolegów z Malevolence, gdyby nagle postawili na kwadratowe rytmy. Mogę się z tym zgodzić, choć z zastrzeżeniem, że to co dzieli te dwa zespoły, to w pełni zrozumiała mniejsza ilością melodii i stonerowych/groove metalowch naleciałości (wyjątek druga połowa „War”). Poziom nienawiści niemal identyczny, ale jeśli miałbym iść w mosh pod scenę, to tylko na Desolated. Łatwiej dotrzymać im kroku. Naprawdę dobrze jest znów słyszeć Desolated. Wyczekiwany i potrzebny scenie powrót, a ponadto, na co liczę, najprawdopodobniej zapowiedź kolejnych wydawnictw.