Neal Cassady

Later Than You Think

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Neal Cassady
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-04-15
Neal Cassady - Later Than You Think Neal Cassady - Later Than You Think
Nasza ocena:
9 /10

Niezwykle rzadko zdarza się, by band już na drugim krążku miał tak charakterystyczne, spójne, rozpoznawalne i niepodrabialne brzmienie, jak krakowski Neal Cassady.

Grupa biorąca swoją nazwę od czołowego przedstawiciela Beat Generation, amerykańskiego poety, „psychodelicznego kowboja” Neala Cassady’ego, zrobiła zresztą spory jakościowy skok od czasów debiutanckiego „Night Howler” (2015). Tam granie było bardziej konwencjonalne, wydaje się, że zespół trochę za bardzo czerpał z country, starając się zarazem nieco rozpsychodelizować ten gatunek. Na „Later Than You Think” country nie ma prawie wcale. Są za to: garażowość, psychodelia, punk, blues i rock’n’roll – wszystko to wciśnięte w ramy alternatywnego rocka, ale takiego jeszcze sprzed bumu na gatunek. Nowy album Neal Cassady w mojej opinii spokojnie, nawet w obecnej wersji, mógłby się ukazać pod egidą wcale nie jakiejś małej amerykańskiej wytwórni zajmującej się promocją rockowej alternatywy. Materiał żre aż miło.

Wokale Rafała Klimczaka są garażowo niechlujne, nonszalanckie, ale nie bierze się to z niedostatków głosu, jest to świadomy zabieg, co zresztą czyni go jedną z ciekawszych składowych brzmienia Neal Cassady. Jest w Klimczaku również odrobina punkowej anarchii i przybrudzonego nihilizmu, ale także dobra melodia wepchnięta w płomienny bunt albo narkotyczny bełkot. Pewnie tak brzmiałby Joe Strummer gdyby The Clash dotrwali do XXI wieku, bo linie wokalne z „Later Than You Think” mają dużo z tych, jakie Brytyjczycy zaserwowali na „London Calling”, choć w krakowskim zespole jest więcej artyzmu, psychodelii i dekadencji.

Podobnie charakterystycznie brzmią gitary Rafała Klimczaka i Michała Dymny – przybrudzone, rdzawe, niechlujne, mocno rozimprowizowane, co rusz łapiące jakiś nieomal narkotyczny odjazd, tam gdzie trzeba to groźnie zacharczą, a gdzie indziej znów snują mantryczny motyw na cleanie. Garażowa estetyka w najlepszym wydaniu z nieoczywistymi solówkami mającymi w sobie pierwiastek szaleństwa, dzikości i intuicjonizmu. Na pewno wymykają się brzmieniowym standardom i idealnie spajają się z zaangażowaną pracą sekcji. Marcin Gągola (bas) i Tomek Głuc (perkusja) są niesamowici! Bas (swoją drogą pięknie brzmiący) potrafi wygrywać hipnotyczne motywy, a perkusja raz to serwować standardowy nieomal blues, przejść w plemienne kotłowanie, by zaraz wybuchnąć gęsto wraz z odpowiednio podkręconymi gitarami. To bardzo złożone, ale zarazem melodyjne bębnienie po raz kolejny udowadnia jak znakomitych perkusistów mamy w Polsce. Psychodelicznego, kosmiczne i narkotycznego zarazem posmaku dodają klawisze, które pojawiają się tu i ówdzie serwując neurotyczne momenty.

Najlepsze, że brzmienie jest tak przemyślane. Sound Neal Cassady jest na tyle dopracowany, że nawet w tak różnych klimatem i stylistyką utworach jak w rozwścieczonym punk rocku „Met At Mall”, powolnym, wyciszonym „Sailing Back”, a nawet w energetycznym, motorycznym „5 Full Boxes” – swoją drogą wszystkie trzy numery na krążku są obok siebie – zespół wciąż brzmi przede wszystkim jak Neal Cassady. Mogą podobać się też te bardziej rozbudowane numery jak „Hounds of Dusk” (w tym wyciągnąłbym harmonikę z nawałnicy dźwięków w finale trochę bliżej słuchacza) i „Wait for Summer”, w których zespół pozwala sobie na dużo improwizacji, zbliżając się czasami nawet do estetyki The Doors.

Tak, ta płyta jest niesamowita, a im więcej się jej słucha, tym jeszcze lepsza się staje – to zresztą naturalne, bo aby wyłapać wszystkie smaczki ukryte przez Neal Cassady, rzeczywiście trzeba się w tę muzykę wsłuchać, dać się w niej zatopić. Zupełnie szczerze, dawno już nie słyszałem na gruncie alternatywnego rocka krążka tak koherentnego, naznaczonego artystycznym sznytem a zarazem dozą szaleństwa i intuicji muzyków. Momentami materiał brzmi jakby był nagrywany na setkę. Dodatkowo świetnie wydany – grafiki Agaty Kus robią wrażenie. „Later Than You Think” to lektura obowiązkowa!