Green River

Rehab Doll

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Green River
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-04-11
Green River - Rehab Doll Green River - Rehab Doll
Nasza ocena:
7 /10

Już nie punk rock, a jeszcze nie grunge - czyli po ponad trzydziestu latach Sub Pop Records postanowili wznowić w pewnych kręgach legendarny i jedyny studyjny krążek grupy Green River.

O co właściwie tyle szumu? Otóż Green River uznawani są wraz z Soundgarden za prekursorów gatunku, który został później nazwany grungem i choć nigdy nie należeli do wielkiej czwórki z Seattle (Nirvana, Soungarden, Pearl Jam, Alice in Chains), to byli pionierami garażowego brzmienia Seattle, które zawładnęło latami dziewięćdziesiątymi. Wkład w rozwój gatunku Green River jest niepodważalny i nawet jeśli w swoich czasach „Rehab Doll” nie był oceniany w kategoriach przełomu, ostatecznie zajął należne mu miejsce w historii amerykańskiej – światowej zresztą też! – muzyki, jako jeden z najważniejszych albumów lat '80. Całkiem nieźle jak na niespełna półgodzinną płytkę.

Recepcja debiutu Green River nie mogła być w swoich czasach inna, materiał ukazał się w czerwcu 1988 roku – w świecie gdy nawet gitarowe granie ubarwiane było wszędobylskimi syntezatorami, choć wydany rok wcześniej „Appetite for Destruction” Guns N’Roses powoli przywracał wiarę w surowego, pieprznego rock’n’rolla. Tyle że „Rehab Doll” przy debiucie świty Slasha i Axla Rose’a brzmiał jak ubogi krewny. Guns N’Roses od razu nadawało się na stadiony, Green River natomiast brzmieli jakby wygłupiali się w garażu.

Jak na prekursorów przystało nie jest to jeszcze pełne brzmienie grunge. Prawdę powiedziawszy materiał z „Rehab Doll” dużo bardziej pachnie punk rockową anarchią. Mark Arm wypluwa swoje kwestie nonszalancko, brudno, często przypominając raczej punkowe wygłupy i krzyki niż śpiew. Natomiast gitary Bruce’a Fairweathera i Stone’a Gossarda to już coś więcej ponad przysłowiowe trzy akordy - pojawiają się zalążki bardziej złożonego grania, riffowanie bliższe jest grunge'owi, a i tu i ówdzie wybrzmi partia solowa. Również bębnienie Alexa Vincenta jest już czymś więcej niż motorycznym i zwierzęcym obtłukiwaniem garów.

Czteroletnia historia Green River skończyła się nagle. W momencie, gdy zespół zaczął wychodzić na prostą, nagrał debiut i ruszył w trasę z Sonic Youth, zakończył działalność w wyniku kłótni o wpływy w kapeli. Gossard i basista Jeff Ament chcieli pchnąć Green River w kierunku wielkiego grania, gdy tymczasem Mark Arm pragnął pełnej niezależności i niszowego statusu. Rozłam doprowadził do rozwiązania Green River i założenia przez Amenta, Fairweathera i Gossarda grupy Mother Love Bone, z której później wyewoluował Temple of the Dog, a ostatecznie i Pearl Jam. Mark Arm natomiast zaprosił do współpracy kolegę z początków Green River, gitarzystę Steve Turnera i założyli Mudhoney.

Wznowienie „Rehab Doll” prócz oryginalnej tracklisty zremasterowanej w 2018 roku przez Jacka Endino, zawiera również nigdy wcześniej niepublikowane dema utworów nagrane w studiu Reciprocal Recording w 1987 roku, właśnie przy udziale Jacka Endino.

Z perspektywy czasu ocena „Rehab Doll” jest dość klarowna. Historia muzyki już dawno wydała opinię w tym temacie. To prekursor i klasyk, który dał początek Wielkiej Czwórce z Seattle i całej scenie grunge niepodzielnie panującej w latach dziewięćdziesiątych. Jest więc bezcennym reliktem tamtej epoki. Cyferka to wyłącznie ocena współczesnego wznowienia – wyszperano dla słuchacza nigdy wcześniej niepublikowany materiał, ale można go było wydać trochę bardziej okazale.