RPWL

Tales from Outer Space

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy RPWL
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-04-10
RPWL - Tales from Outer Space RPWL - Tales from Outer Space
Nasza ocena:
8 /10

Niemiecki RPWL do dziś kojarzony jest przede wszystkim jako zespół, który za klucz brzmienia obrał sobie stylistykę Pink Floyd, szczególnie tę z numeru „Comfortably Numb” i albumów wydanych po „Final Cut”, czyli najogólniej „gilmourowską”.

Zresztą band Yogi'ego Langa i Kalle Wallnera zaczynał karierę jako cover band brytyjskiej legendy rocka. Później pojawiły się studyjne albumy „God Has Failed” (2000) i „Trying to Kiss the Sun” (2002), na których aż iskrzyło od aluzji do klawiszy Ricka Wrighta oraz gitar i wokalu Davida Gilmoura. Co działo się dalej z RPWL? Nie do końca jestem pewien, bo po krążku „The RPWL Experience” (2008) zniknęli z moich radarów, pojawiając się tylko przy okazji koncertowego DVD „A Show Beyond Man and Time” (2013) nagranego w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego. Na nowej płycie „Tales from Outer Space” sugerują, że po „Wanted” z 2014 roku, dość żywo zainteresowali się… kosmitami.

Siódmy studyjny materiał od RPWL to siedem opowieści o spotkaniach z obcą cywilizacją. Nie są to wprawdzie epickie przygody, jak na fantastyczno-naukowych rock operach od Rush czy Ayreon, ale raczej muzyczne nowelki rodem z pism weird fiction, co zresztą sugeruje bardzo „weirdowa” oprawa graficzna krążka zdająca się nawiązywać również do tych wszystkich B-klasowych, czarno-białych filmów o atakach kosmitów na ziemię. W każdym razie wygląda to odpowiednio kiczowato i kampowo, przaśnie i po prostu fajnie, czyli zamierzony efekt został w pełni osiągnięty. W „teledysku” do „What I Really Need” pojawia się nawet lovecraftowski Cthulhu. To swoją drogą olbrzymi przeskok tematyczny od czasu koncept albumu „Beyond Man and Time” (2012) opartego na motywach filozofii nietzscheańskiej, ze szczególnym uwzględnieniem flagowego dzieła Nietzschego, "Tako rzecze Zaratustra". Od głęboko filozoficznych rozważań do lekkich opowiastek o kosmitach… cóż, dla RPWL nie ma rzeczy niemożliwych.

To co najważniejsze dla fanów tej kapeli – wątki Floydowskie wciąż są tu obecne. Czy to w brzmieniu klawiszy nawiązujących do „Wish You Were Here” w utworze „A New World”, czy to w charakterystycznym dla późnego Pink Floyd gitarowym delayu („Give Birth to the Sun”), czy wreszcie ciepłej, gilmourowej barwie głosu Yogi'ego Langa i rozbudowanych solówkach Kalle Wallnera. Zresztą w „Not Our Place to Be” wystąpił Guy Pratt, koncertowy muzyk Pink Floyd, a prywatnie mąż córki Richarda Wrighta, Gali. Unikałbym jednak oceniania RPWL w kategoriach epigonów. Nowy album również potwierdza, że ten zespół ma do zagrania dużo więcej niż tylko bierne naśladownictwo. W „A New World” uderzą naprawdę mocne gitary, „Not Our Place to Be” to świetna melodia i żwawa motoryka, „What I Really Need” zaserwuje całą masę przestrzeni i bardzo jasne brzmienie, a w „Give Birth to the Sun” mamy kapitalny, rozbudowany fragment instrumentalny oparty przede wszystkim na klawiszach Markusa Jehle. Jehler na krążku jest rewelacyjny, podobnie jak gitarzysta Kalle Wallner, co rusz serwujący jakąś angażującą, pomysłową partię solową.

„Tales from Outer Space” to przede wszystkim dobra melodia, przestrzeń, bezpretensjonalność i mnogość barw zamkniętych w bogato zaaranżowanych i świetnie zagranych numerach. Art-rock z najwyższej półki. Słucha się perfekcyjnie.