Black River

Black Box

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Black River
Recenzje
Konrad Sebastian Morawski
2019-02-21
Black River - Black Box Black River - Black Box
Nasza ocena:
9 /10

Black River żyje!

Chwilę temu gruchnęła informacja, że ta rozwiązana przed kilkoma laty kapela reaktywowała się i weszła do studia nagraniowego. To dobry pretekst, aby przypomnieć sobie dotychczasowe nagrania Black River, czemu najlepiej służy wydawnictwo „Black Box”, w którym znajdziemy trzy dotychczasowe albumy zespołu, tj. „Black River” z 2008 roku, „Black’n’Roll” z 2009 roku i „Trash” z 2010 roku.

Materiały nagrane przez takich zawodników jak Maciej Taff (wokal), Piotr „Kay” Wtulich (gitara), Artur „Art” Kempa (gitara), Tomasz „Orion” Wróblewski (bas) i Dariusz „Daray” Brzozowski (perkusja) wywoływały za każdym razem zamieszanie na polskiej scenie rocka i metalu. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ muza tworzona przez Black River była przykładem soczystej, pozbawionej kompromisów twórczości, do której wszystko co najlepsze włożyli utalentowani i doceniani instrumentaliści, a także jeden z najlepszych rockowych głosów w kraju. Pewnie też dlatego po kilku latach płyty formacji w ogóle się nie zestarzały.

Czterdzieści minut debiutanckiego krążka kapeli to przykład jadowitego i drapieżnego grania. Samo otwarcie albumu pod postacią utworu „Negative” sprawia wrażenie jakby ktoś wyszedł z odtwarzacza i wytrzaskał słuchacza po pysku. Ależ ten kawałek ma siłę rażenia! To zresztą dobra wizytówka całego materiału. Odnajdziemy tu wszak dużo hard n’ heavy przebojowości („Free Man”, „Crime Scene”, „Fanatic”), mnóstwo agresji i biczowania dźwiękiem („Street Games”, „Punky Blonde”), trochę przytłaczającego, choć napełnionego refleksją ciężaru („Night Lover”, „Fight”), a i nie brakuje tu także utworu typowo refleksyjnego, czegoś w rodzaju mocnej ballady („Silence”), zaprezentowanej też w wersji akustycznej. Weźmy do tego solówki Kaya i Arta, które wręcz urywają głowę („Negative”, „Street Games”, „Fight”, „Silence”) i otrzymujemy przepis na znakomity materiał. Jeśli debiutować, to tylko na takiej petardzie jak "Black River"!

Po znakomitym debiucie, często trudno nagrać materiał na miarę oczekiwań. Tego typu kwestie nie dotyczyły Black River, ponieważ „Black’n’Roll” to kolejny świetny album kapeli. Dzieło, w porównaniu do debiutu, zostało wyraźnie przesunięte w kierunku hard rocka. Na drugim krążku znalazło się mniej jadowitych metalowych strzałów, za to więcej dobrych hardrockowych odjazdów („Barf Bag”, „Isabel”, „Lucky in Hell”, „Morphine”, „Like a Bitch”), to także kolejna solidna porcja nośnego, dynamicznego hard n’ heavy („Black’n’Roll”, przebojowy medley „Jumping Quenny Flash”) oraz właściwej kapeli rockowej refleksji („Breaking The Wall”, „Young’n’Drunk”). Oczywiście nie zabrakło tu także metalowych strzałów („Too Far Away”, „Loaded Weapon”), ale „Black’n’Roll” był komunikatem dla słuchaczy, że Black River chce tworzyć wszechstronną, opartą na rockowym rdzeniu muzykę. Dołóżmy do tego fantastyczne riffy i efektowne solówki, aby uświadomić sobie, że ciężar debiutu został w tym przypadku udźwignięty.

Dyskografię Black River zamknęli materiałem „Trash”, będącym zbiorem utworów zarejestrowanych przy sesjach nagraniowych do dwóch poprzednich albumów. Nie jest to materiał spójny, tylko raczej zestaw przypadkowych, choć wartościowych kompozycji. Trzeba tu wyróżnić riffowe popisy gitarzystów i znakomite linie basowe („Desert Rider”, „American Way”), marszowe zadziory („Out Of Control”, „Liars”), jeszcze jeden dobry black’n’roll („Unlucky in Hell”), czy też akustyczną i orkiestrową wersję jednego z przebojów kapeli („Free Man”). W sumie więc na krążku można odnaleźć wszystko to, co w Black River najlepsze. Uzupełnieniem materiału były trzy utwory live zarejestrowane podczas koncertu w warszawskiej Stodole, tj. „Too Far Away”, „Night Lover” i „Punky Blonde”, które otwiera charakterystyczne „napierdalać kurwa!”, bo w tym muzycy Black River byli naprawdę nieźli. W biczowaniu dźwiękiem.

Trzeba dodać, że box nie oferuje nic ponad trzy znane studyjne albumy Black River, ale jeśli jakimś cudem pominęliście twórczość kapeli, tudzież nie posiadacie jej w swoich zbiorach, a chcecie sobie o niej przypomnieć, to nie czekajcie. Dostępne w dobrej cenie wydawnictwo dostarcza mnóstwo kapitalnej muzyki, będącej świadectwem żywotności zespołu, a także zaostrza apetyty na kolejny duży album. Black River żyje!