Ayreon

Ayreon Universe - Best of Ayreon Live

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Ayreon
Recenzje
Grzegorz Bryk
2018-07-09
Ayreon - Ayreon Universe - Best of Ayreon Live Ayreon - Ayreon Universe - Best of Ayreon Live
Nasza ocena:
8 /10

Porządnie dostało się Arjenowi Lucassenowi za poprzednie i zarazem pierwsze koncertowe wydawnictwo "The Theater Equation". Miała być epicka rock opera, a były srogie baty.

Holender nie dał się jednak zbić z tropu i za wszelką cenę chciał udowodnić, że jego Ayreon to nie tylko dzieło studyjne, ale koncertowy kafar, wręcz stworzony do grania w obliczu kilkutysięcznej publiczności. Właśnie dlatego Lucassen zorganizował w holenderskim Tilburgu trzy koncerty (15-17 września 2017). Oczywiście bilety na pniu się wyprzedały, materiał został zarejestrowany i tym sposobem na półkach wylądował "Ayreon Universe - Best of Ayreon Live". Rzecz wydano w przeróżnych konfiguracjach - najważniejsze to oczywiście zapis wideo. Mnie przypadło przesłuchanie dwupłytowej wersji CD, która nie usatysfakcjonowała w stu procentach, ale na pewno podkręciła apetyt na widowisko w formie DVD.

Jeśli chodzi o zapis dźwiękowy, to znać, że gdzieś tam pod płaszczem mocarnych gitar, syntezatorów, dudniącej perkusji, przeróżnych fletów i skrzypiec dzieją się rzeczy fajne, ale co za cuda się na scenie wyczyniają, to można się tylko domyślać. Zostaje muzyka, a ta jest jak zwykle u Ayreon potężna, rozbuchana, po twarzy bijąca patosem i przeróżnymi smaczkami. Zawsze powtarzam, że wydawnictwa Ayreon to "Avengers" świata dźwięku, a Lucassen jest jak Michael Bay, który ma za zadanie tworzyć epickie widowiska. Wiadomo, że nie ma w tej szopce grama sztuki, zresztą nigdy jej tam być nie miało. Ma być widowiskowo, przaśnie, kolorowo, rozrywkowo i przede wszystkim epicko. Właśnie tak jest na "Universe", bo przecież gdy w jednym numerze pojawiają się Hansi Kürsch i Marco Hietala, to tak jakby oglądać pojedynek Niesamowitego Hulka z Thorem, gdy liniami wokalnymi dzielą się Jonas Renkse i Anneke van Giersbergen to zupełnie jakby Superman stanął naprzeciwko Batmana, a wokoło nich waliły się całe miasta, oczywiście spektakularnie, w full HD.

Na "Ayreon Universe dostaliśmy bodaj wszystko co najlepsze, co stworzył Lucassen na przestrzeni tych wszystkich lat. To przekrój od "The Final Experiment" (1995) do ubiegłorocznego "The Source". Dwie godziny kosmicznej muzycznej naparzanki, na dodatek mogącej uchodzić za koherentną historię. Czyli Ayreon zachował to co lubił najbardziej, bo niby w tytule mamy "best of", ale po prawdzie to przecież kosmiczna prog-rockowa opera, z początkiem, rozwinięciem, akcją zasadniczą i zakończeniem. Słucha się tego koncertu fantastycznie, zabawa jest jak na dobrym kinowym blockbusterze zagryzanym prażoną kukurydzą. Rozbuchany kicz w najlepszym z możliwych wydaniu. Ważna sprawa, że krążek robi wrażenie również na poziomie realizacji.

I ten niedosyt to tylko z tego powodu, że aż człowieka nosi, że to nie zapis wideo, że tylko słucha koncertu zamiast go chłonąć tak jak przykazano, czyli zmysłami słuchu i wzroku. Niech Ayreon dalej tłucze te swoje opery, nie ma sobie w tym równych.