A wydawać się mogło, że 34 utwory o łącznej długości około dwóch i pół godzin to wystarczająco, by podsumować historię zespołu Kult.
Jak się okazuje, nic bardziej mylnego. Pierwsza odsłona "Made in Poland", albumu koncertowego na 35-lecie Kultu - tematu nie wyczerpała. Z Pomarańczowej Trasy pozostało jeszcze całkiem sporo perełek, które aż prosiły się o wywleczenie ich z ciemnej szuflady na światło dzienne. Stąd "Made in Poland" odsłona długa. Ciąg dalszy nastąpił. Można powiedzieć, robiąc delikatną aluzję do ostatniego studyjnego krążka grupy Kazika, że na sklepowe półki trafił "Made in Poland. Suplement".
Tych koncertowych nagrań Kultu po Pomarańczowej Trasie zostało nieprzebranie dużo. Weźmy pod uwagę, że zarówno pierwsza jak i druga część "Made in Poland" ukazały się na CD, winylu jak i kasecie magnetofonowej, a co najważniejsze, na każdym z tych nośników umieszczono zupełnie inne set listy, a jeśli już coś się z tytułu powtarza, to różni się wykonaniem. Żeby więc w pełni cieszyć się tym co Kult przygotował, trzeba posiadać wszystkie nośniki.
Wracając do "Made in Poland II". Tym razem to jedna płyta CD, 16 kawałków, niespełna osiemdziesiąt minut muzyki. Ale setlista wygląda nader imponująco: "Brooklyńska Rada Żydów", "Dziewczyna bez zęba na przedzie", "Patrz", "Marianna", "Niejeden", "Oni chcą ciebie". Jak zwykle niesamowite wrażenie robią "Generał Ferreira", "Królowa życia" i legendarna "Knajpa morderców".
Uwagi co do tego suplementu mam jednak zupełnie takie same jak przy okazji pierwszego "Made in Poland" - żałuję, że charakter tej koncertówki jest bardzo składankowy, że utwory pochodzą z przeróżnych koncertów, a pomiędzy nimi panuje cisza, przez co rytm, spójność i klimat krążka wpada w częste turbulencje. Zdecydowanie lepiej by to wyszło, gdyby Kult zagrał i zarejestrował jeden koncert, ale tak to sobie wymyślili i tak oddali w ręce fanów. Jakość nagrań przypomina poprzedniczkę - we wkładce widnieje informacja, że ingerencja w brzmienie była minimalna, albo nawet żadna i to słychać. Jest surowo, trochę bootlegowo, na pewno nie światowo, ale też nie jakoś bardzo źle. Weźmy pod uwagę, że Kult w naturalnym, koncertowym żywiole czuje się najlepiej i to akurat na krążku słychać bardzo dobrze.
Nie do końca przekonuje mnie "Made in Poland". Zarówno ta pierwsza, jak i suplement. Krążek jest zbyt rwany, za bardzo składankowy, brzmi tak sobie. Po prostu słabo wypada technicznie. Zespół natomiast, jak to Kult - koncertowa bestia. Rzecz jasna dla fanów to wciąż pozycja obowiązkowa.