Therion

Beloved Antichrist

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Therion
Recenzje
Grzegorz Pindor
2018-01-25
Therion - Beloved Antichrist Therion - Beloved Antichrist
Nasza ocena:
5 /10

Czterdzieści sześć utworów (a raczej odsłon), ponad trzy godziny muzyki i wielka, ale to wielka potwarz zarówno dla wielbicieli klasycznego heavy, jak i tych, którzy maja na tyle otwarte głowy, aby wejść w wielki świat opery i muzyki klasycznej.

Tak wygląda nowy album cenionego u nas Therion – i nie ukrywam, że się zawiodłem. Wielu próbowało swych sil na tym polu. Niektórym się udało, choć sukcesywnie obniżają loty (Avantasia i Ayreon), są tez tacy, którzy postanowili zabawić się sama konwencją (space) opery (opowieść o Ziltoidzie od Devina Townsenda), ale znakomita większość profesjonalnych muzyków zdecydowała, iż pomimo chęci nie weźmie na swe barki takiego przedsięwzięcia. I słusznie, bo gdyby „Beloved Antichrist” był dziełem, dajmy na to, Luca Turilliego albo Tuomasa Holopainena i gitarzysty pokroju co najmniej Saschy Paetha lub Syu z japońskiego Galneryus może, ale tylko może, rad byłbym z obcowania z takim dziełem, choć pod warunkiem przewagi rocka/metalu nad resztą.

Sama historia opowiedziana jest zgrabnie (na ile pozwoliła interpretacja „Krótkiej opowieści o Antychryście” autorstwa Włodzimierza Sołowjowa), podział głosów, choć elementarny dla „opery” (wspaniałe barytony, genialny Thomas Vikström w roli tenora „Antychrysta”), również. Za to kompletnie nie przemawia do mnie długość narracji, brak klamry dla całej tej wielowątkowej, patetycznej i przekombinowanej wędrówki w trzech aktach. Świat Christofera Johnssona ma jednak wiele zapierających dech w piersiach momentów, za które warto podziękować wielu nowym twarzom jakie zasiliły zespół w studio. Moje ulubione momenty płyty to oczywiście te stricte gitarowe, ale w spokojnych, można by rzec leniwych fragmentach, kiedy podążamy za anielskim głosem Matildy Wahlund czy Karin Fjellander (kolejno w roli posłańca i przedstawicielki tłumu) ogarnia mnie myśl, że właśnie dla tych momentów warto było zmierzyć się z „Beloved Antichrist”.

Niestety, ostatecznie przeważają minusy, w tym jeden zasadniczy – za mało tu metalu. Uważam, że to dzieło nie powinno ukazać się pod szyldem szwedzkiej grupy, ponadto zaskakuje mnie zainteresowanie tematem przez Nuclear Blast, a jeszcze bardziej, dziwi ślepa wiara fanów, którzy muzykę klasyczną i nazwę Therion pożenili ze sobą gdzieś na etapie „Gothic Kabbalah”. Miało być lepiej.