Ale heca. Wszystko wskazuje na to, że na koniec 2010 w podsumowaniach i wspominkach najlepszym powrotem roku okaże się powrót z zaświatów. Mowa rzecz jasna o "Valleys of Neptune", nowym studyjnym krążku legendarnego Jimiego Hendrixa. Sprawa o tyle ciekawa, że mija 40 lat od śmierci tego wielkiego muzyka.
Materiał ten zawierający parę coverów, kilka nowych aranżów znanych i lubianych utworów i kilka niepublikowanych wcześniej kompozycji to dopiero początek wielkiego powrotu katalogu Jimiego do sprzedaży. Kwestie zbijania kasy na legendzie zostawmy do rozważań internetowym znawcom spraw wszelakich. Wiadomo, że od jakiegoś czasu albumy Hendrixa były bardzo ciężko osiągalne i dzięki inicjatywie ponownego wydania jego krążków wiele osób zostanie usatysfakcjonowanych. Ale najbardziej satysfakcjonującą płytą z szeregu tych wszystkich, które ukażą się w tym roku jest niewątpliwie "Valleys of Neptune". Najciekawszą cechą tego wydawnictwa jest fakt, że brzmi jakby Hendrix z zespołem nagrali tę płytę rok, a nie 40 lat temu! Brzmienie odrestaurowane jest po prostu perfekcyjnie! Niedawno miałem przyjemność zapoznać się z cover/tribute albumem dla Jimiego, który popełnił nasz rodzimy heros gitary Jarek Śmietana i nie czuje różnicy w soundzie pomiędzy tymi dwoma kawałkami Hendrixowej sztuki. A to daje świadectwo jak wielką robotę odwalono za konsoletą. Tym bardziej, że słychać od początku kto gra, jest zachowany duch dawnych nagrań. Potężne brzmienie plus uchwycenie wibracji końca '60tych? Dobry prognostyk do dalszego słuchania.
Muzycznie natomiast mamy z Hendrixem w formie tak kosmicznej, że swą grą niemal osiąga te doliny na Neptunie. Weźmy taki "Hear My Train A Comin", utwór ten to archetyp tego co w Hednrixie najlepsze. Połączenie bluesowego ducha z acid rockową gitarową ekwilibrystyką i nutką psychodelii, kawałek ten sunie i snuje się jak odnogi Missisipi a my nie chcemy aby się kończył. "Mr. Bad Luck" poraża rockową energią, a gitarowe popisy w kilku następnych utworach stoją na nieosiągalnym dla zwykłych maluczkich poziomie. Wystarczy spojrzeć tylko na okres, w którym nagrania tych kompozycji miały miejsce (po "Electric Ladyland") i już wiadomo, że źle być nie może. I nie jest. Co ja mogę jeszcze napisać... Dla ludzi, którzy znają twórczość Hendrixa "Valleys of Neptune" będzie skarbem o wielkiej wartości. Dla tych, którym Jimi jest obcy (są tacy?) wydawnictwo to będzie świetną okazją do zapoznania się z twórczością geniusza i wirtuoza gitary. Na koniec powiem tylko jak mój nauczyciel od fizyki, który odkrył swego czasu, że bardziej od zagadnień interferencji interesuje mnie nowy numer magazynu o grach komputerowych : "Nie czytać! Słuchać!". Amen.
Grzegorz Żurek