Nie jestem wielkim fanem AC/DC. Tak się jakoś złożyło, że nie posiadam żadnej ich płyty, a moja znajmość twórczosci Australijczyków ogranicza się do największych hitów, które swego czasu ogrywano wszędzie i na okrągło. Na szczęście, moja teściowa nieświadomie zmieniła ten stan rzeczy i sprezentowała mi na święta "Plug Me In".
Na szczęście, bo to wypasione wydawnictwo, które nawet sceptyka przekona do twórczości kapeli. Wersja podstawowa obejmuje dwie wypchane po brzegi płyty DVD i dwie książeczki z mnóstwem zdjęć, upakowane w czteropanelowy digipack. Razem 45 kawałków koncertowych plus bonusy, czyli blisko 5 godzin muzyki. Bardzo dobrym pomysłem jest podział materiału na dwa krążki, dokonany pod kątem osoby wokalisty. I tak, dysk nr 1 prezentuje historię zespołu z czasów Bona Scotta i zawiera kawałki z lat 1975-1979, dysk drugi zaś to już era Briana Johnsona, czyli lata 1981-2003. Efekt poznawczy, wynikający z takiego doboru materiału i sposobu jego zaprezentowania jest bezdyskusyjny.
DVD znakomicie obrazuje drogę od lokalnego bandu do megagwiazdy, jaką w swojej długoletniej historii przebyli goście z AC/DC. Począwszy od zabawnego występu na ceremonii rozdania australijskiej nagrody King of Pop w 1975 r. czy unikalnych czarno-białych nagrań z St. Albans High School (1976 r.), a skończywszy na występie w Downsview Park w Toronto w 2003 r., gdzie m.in. u boku The Rolling Stones, Rush i Justina Timberlake’a (!) zagrali koncert dla blisko 500.000 fanów. Niesamowite wrażenie robią również ujęcia publiczności na wypełnionym po brzegi Stade de France w Paryżu, Entertainment Center w Sydney czy fragmenty ze słynnego występu w Moskwie (1991 r.). Jednocześnie DVD idealnie pokazuje, jak wraz z upływem lat, rosnącą liczbą publiczności, powierzchnią sceny i efektów (np. Brian Johnson bujający się na podwieszonej nad sceną kuli armatniej) zespół coraz bardziej traci wigor, gra wolniejsze i spokojniejsze kawałki, a Angus Young pod względem scenicznego szaleństwa staje się cieniem samego siebie.
Z tego względu, gdybym miał wskazać jeden z krążków, byłby to ten z nr 1. Niekoniecznie dlatego, że frontmanem był wtedy Bon Scott. Uważam, że Johnson za młodu niczym mu pod względem charyzmy nie ustępował, co świetnie widać na początku płyty drugiej, przedstawiającej lata ’80. Przede wszystkim dlatego, że to tam najlepiej widać, czym swego czasu był fenomen AC/DC. Na tym krążku skumulowane jest niesamowicie dużo szaleństwa, energii i jedynego w swoim rodzaju feelingu, przede wszystkim w wykonaniu głównego aktora - Angusa. Mimo to DVD nr 2 wcale nie jest mniej emocjonujące i całość ogląda się świetnie.
Jest jednak mały minus, mianowicie bonusy. Oprócz naprawdę ciekawych, jak wykonanie "Rock Me Baby" przez The Rolling Stones z udziałem braci Young, animowane intro z Beavisem i Butt-Headem czy wywiad z Bonem Scottem, są i znacznie słabsze. Większość wywiadów jest mocno pocięta i czasem ogranicza się do dosłownie dwóch - trzech pytań. Podobnie rzecz się ma z dodatkami w postaci kilku parodziesięciosekundowych fragmentów utworów, z których niewiele wynika. Generalnie jednak "Plug Me In" to świetnie zaprezentowana, ogromna porcja historii muzyki. Polecam każdemu.
Szymon Kubicki