Kauan zaczerpnął szyld z fińskiego. Tym samym językiem posługuje się, tworząc teksty i tytułując płyty. Skąd zatem pochodzi? Z Rosji. I to bynajmniej nie z okolic geograficznie bliskich Krainie Tysiąca Jezior, a z Czelabińska gdzieś na Uralu. Co ciekawe, Czelabińsk to miasto, z którego wywodzą się różne indywidualności. Żeby nie szukać daleko, tam właśnie przyszła na świat Nelly R., czołowa femme fatale polskiej polityki.
Każdemu, komu nie jest obcy fiński Tenhi, Kauan jednoznacznie skojarzyć się musi z drugim krążkiem tychże. Mając na uwadze muzyczną zawartość "Aava Tuulen Maa", skojarzenie to jest w pełni uzasadnione. Dwa poprzednie albumy zawierały wprawdzie pewne metalowe elementy, a zespół parał się czymś w rodzaju melancholijnej mieszanki folku i klimatów w stytu death/doom (kapela pojawiła się nawet na tribute albumie Summoning). Jednak na najnowszym dziele Kauan wpływy Tenhi są wyraźniejsze niż kiedykolwiek wcześniej. Wszelkie metalowe elementy gdzieś wyparowały, całkowicie ustępując miejsca nastrojowemu melanżowi folku, post rocka, ambientu, czy nawet ilustracyjnej muzyki filmowej. Wspomniane podobieństwa do Tenhi są momentami wręcz uderzające. Nie chodzi tylko o język liryków, ale także o stronę wokalną materiału, gdzie nawet barwa głosu Antona Belova jest chwilami łudząco podobna do maniery Tyko Saarikko. Do tego dochodzi podobny sposób operowania nastrojem oraz budowy utworów.
Kawałki oparte są raczej na rockowym podkładzie, gdzie ważną rolę odgrywa gitara (przeważnie, choć nie zawsze - akustyczna) oraz instrumenty perkusyjne. Podkład ten obudowany jest nie mniej istotnymi dźwiękami klawiszy (najczęściej imitującymi pianino) oraz skrzypiec. Kompozycje są jednak nieco bardziej ascetyczne, bez bogactwa dźwiękowego, jakie charakterystyczne jest choćby dla "Maaaet" Tenhi. To jednak w żadnym razie nie zarzut. Taka metoda tylko podkreśla indywidualny styl zespołu. Rezygnacja z metalowych elementów i zastąpienie ich swoistym postrockiem wyszło tej muzyce wyłącznie na dobre. Słychać to przykładowo w znakomitym "Föhn", gdzie w największym stopniu wykorzystane zostały dźwięki gitary elektrycznej (tu czytelne skojarzenia z Agalloch, zauważalne także w kilku innych miejscach).
Pojawia się tu również sporo dyskretnej elektroniki, głównie w postaci ambientowych plam słyszalnych gdzieś w tle. W połączeniu z tradycyjnym instrumentarium daje to efekt zbliżony do tego, co osiąga na płytach fiński Nest. Wszystkie te porównania służyć mają jedynie ogólnej orientacji na temat zawartości "Aava Tuulen Maa". Kauan ma bowiem własny styl i wyraźnie dobrze czuje się w takich klimatach. Efekt? Naprawdę udana płyta, która powinna przypaść do gustu wszystkim amatorom melancholijnych klimatów.
Szymon Kubicki