Pisząc pozytywnie o tym albumie, nie mogę nawet udawać zaskoczenia. Już kilka miesięcy temu, po zobaczeniu pierwszych, krótkich, często nagrywanych telefonami komórkowymi filmów wiedziałem, że Them Crooked Vultures na nowo zdefiniują słowo supergrupa.
John Paul Jones, Dave Grohl, Josh Homme - trzech wielkich muzyków, trzy wielkie osobowości, prawdziwa mieszanka wybuchowa. Gdy usłyszałem o tym, że ci panowie mają zamiar połączyć swoje siły, by wspólnie nagrać album, wręcz piałem z zachwytu. W swoim oczekiwaniu na debiut, ciągle byłem podscany: na początku strzępkami informacji, potem wspomnianymi materiałami wideo niskiej jakości, następnie oficjalnie już wypuszczonymi fragmentami utworów i krótkimi relacjami ze studia. Gdy pierwszy singiel zespołu ujrzał światło dzienne, nie zawiodłem się ani trochę. Byłem stuprocentowo pewien, że jeśli chodzi o Them Crooked Vultures, nie ma miejsca na kompromisy - to będzie płyta roku. Dziś na oficjalnym profilu YouTube zespołu, zamieszczony został pełny longplay. Co mogę o nim powiedzieć?
Cóż, sądzę, że w przypadku takiego dzieła, nie muszę mówić wiele. Spodziewałem się czegoś niezwykłego, i coś niezwykłego dostałem. Każda z kompozycji zamieszczonych, na zatytułowanym po prostu "Them Crooked Vultures" albumie, brzmi bardzo świeżo i wręcz kipie oryginalnością. Mimo tego, że możemy wyczuć wyraźne inspiracje klasycznym rockiem, to zdecydowanie nie jest jeden z tych zespołów, po których usłyszeniu stwierdzimy: "fajne, ale gdzieś już to kiedyś słyszałem". Czuć tutaj ogromny wkład Johna Paula Jonesa, któremu udało się bez problemu udowodnić, że nadal jest wielkim kompozytorem i geniuszem jeśli chodzi o aranżację. Każdy z muzyków, pokazuje się tu zresztą ze swej najlepszej strony - Josh Homme imponuje umiejętnościami wokalnymi, oraz niezwykle pomysłowymi riffami i zagrywkami, a Dave Grohl, który też udziela się momentami jako wokalista (z bardzo dobrym skutkiem), pokazuje, że jego miejsce jest jednak przy perkusji - takim powerem i feelingiem w grze, może się pochwalić naprawdę niewielu bębniarzy.
Na płycie znalazło się trzynaście świetnych, równych numerów. W recenzji nie pisałem o konkretnych, bo po prostu nie potrafiłbym wybrać z nich swoich ulubionych czy takich które wyróżniają się na tle pozostałych. Wiem, że o samym albumie napisałem dość mało, ale, jak mawiał Frank Zappa: "mówić o muzyce, to tak jak tańczyć o architekturze" - szczególnie, jeśli chodzi o taką muzykę. Podsumowując: członkowie Led Zeppelin, nie umieścili na okładce "Four Symbols" żadnej informacji mówiącej o tym, że jest to ich dzieło, wiedząc, że muzyka obroni się sama. W przypadku debiutu Them Crooked Vultures, można by analogicznie sprzedawać longplay tylko w jednym, jedynym sklepie muzycznym... znajdującym się nawet na środku oceanu.
Michał Pisarski