"It's only rock'n'roll" informuje naklejka na opakowaniu płyty "Sick". I w sumie to stwierdzenie wystarczyło by za jakiekolwiek recenzje.
Fanom luzackiej rockowej jazdy nie trzeba nic więcej do szczęścia niż nowego albumu, kiedyś znanego z Guns N' Roses a potem z Velvet Revolver, zespołu Duffa McKagana. Jeśli ktoś zaś chce coś więcej niż schemat zwrotka-refren-zwrotka-refren-solówka-refren niech omija to wydawnictwo szerokim łukiem.
Od momentu gdy Duff w otwierającym płytę tytułowym numerze oznajmia "let's go" już wiemy z czym mamy do czynienia. Hard rockowe patenty zmieszane są tu z rock'n'rollem i suto pokropione glamem. Gdzieniegdzie mamy też prosty punkowy przytup. Czyli kierunek jest jasny - apetyt na destrukcję. Duff niestety, mimo iż pewnie starał się jak mógł, nie podołał do końca jako kompozytor. "Appetite For Destruction" miało w sobie oprócz nieokiełznanej energii nietuzinkowe utwory. Na "Sick" niestety, mimo iż nóżka tupie praktycznie non stop, wiekopomnych hitów brak. Owszem, "Sleaze Factory" to piękny, zalatujący lekko stonerem numer, ale brak w nim fajerwerków. We "Flatline" bezwstydnie melodyjny refren wwierca się w umysł, ale jako całość utworowi też coś brakuje. Najlepszymi na płycie kawałkami bezsprzecznie są proste i jadowite rockowe uderzenia, takie jak "I See Through You". Gdy "Loaded" zaczyna bawić się w ballady robi się już trochę gorzej...
Na plus wybija się zdecydowanie brzmienie materiału. Selektywne, mięsiste, po prostu rockowe. Zgrabnym pomysłem jest "wypuszczenie do przodu" solówek w kompozycjach, przez co są one bardziej godne zapamiętania (chociażby w tytułowym utworze). Muzycy też dali z siebie wszystko, choć słychać, że do wirtuozów trochę im brakuje. Ale to jest rock, tu mają grać serce i dusza! I grają!
Kolokwialnie powiem - "Sick" to bardzo fajna płyta, po prostu. Jeśli chcecie dostać namiastkę tego, jak powinna zabrzmieć chińska demokracja, ten album jest jak znalazł. Bez fajerwerków, za to z dużą dawką luzu i rockowej szczerości.
Grzegorz Żurek