Nie wiem do końca jaką metamorfozę Papa Roach hucznie ogłasza w tytule swego najnowszego dzieła. Dobra, ich muzyka dojrzała, kurs został skorygowany. Ale wszystkie dźwięki na nowym albumie Karaluchów brzmią jakoś tak znajomo...
Po kolei. Amerykanie wypłynęli swego czasu na szersze wody, podczas światowego boomu na nu metal. Choć stwierdzenie, że nu metal grali jest raczej mocno na wyrost. Debiutancki "Infest" zdradzał post-grungowe inspirację. "Lovehatetragedy" miał w sobie coś z wibracji Faith No More. Kolejne dwa krążki mogły by dumnie nosić nazwę "Metamorphosis". I gdy "Getting Away With Murder" udanie flirtował z ówczesnym, nazwę to, rockowym mainstreamem tak na "Paramour Sessions" Papa Roach stracił wiarygodność w oczach fanów. Kwintesencją tego był festiwal różu i klimatów z MTV w teledysku do "...To Be Loved".
Zapewne stąd zatem huczne tytuły. Zmieniliśmy się... ale czy wróciliśmy? I tak, i nie. Karaluchy nagrały bowiem płytę, która w domyśle miała pogodzić fanów dawnego jak i nowego oblicza grupy. Dla zatwardziałych fanatyków "Last Resort" mamy tutaj "Into The Light" osadzone (tylko te chórki w refrenie...) w klimatach oficjalnego debiutu. Wielbicielom melodyjnych refrenów po mocnych zwrotkach Papa Roach zafundował singlowe "Hollywood Whore". Kochałeś "Getting Away With Murder"? To na pewno zadurzysz się też w, zwracającym uwagę nie tylko ciekawym tekstem, "I Almost Told You That I Loved You". A miłośnikom "Paramour Sessions" zespół zaserwował kilka ckliwych balladek. Na dokładkę muzycy postanowili też pochwalić się, że potrafią pomieszać w aranżach. Efektem czego jest najdłuższy w ich karierze numer "Nights Of Love".
Jacoby Shaddix niczym nie zaskakuje. Raz krzyczy, raz śpiewa. Tylko na rapowanie definitywnie się obraził. Jerry Horton gdy trzeba tnie riffem, a kiedy musi to zamula. Nowy nabytek zespołu, Tony Palermo, w sumie niczego wielkiego na perkusji nie pokazał...
...Czym perfekcyjnie się wpasował w obliczę Amerykanów A.D. 2009. To jest właśnie największy mankament omawianej tu płyty. Całość to właśnie "nic wielkiego". Ot, "radio friendly" płyta, na której Papa Roach owszem pokazuje dojrzałe podejście do swojej twórczości, ale niczym nie zaskakuje. Płyta przelatuje, a Ty znasz już jej wszystkie składowe... Dla fanów będzie to udany krążek, może Karaluchy kupią nim kilku nowych fanów. Ale następnym razem muszą wykrzesać na kolejnym albumie więcej szczerych emocji.
PS. Pierwszy raz stwierdzam, że "Polska Cena" ma rację bytu. Odradzam zakup pełnego wydania. Ponieważ oprócz paru zdjęć, we wkładcę płyty nie znajdziemy ani śladu chociaż jednego tekstu do jakiegoś utworu...
Grzegorz Żurek