One More Time with Feeling
Gatunek: Rock i punk
Głęboki i poruszający. Prosty w środkach przekazu, ale jednocześnie boleśnie prawdziwy i szczery. Pokazujący, że piękno miewa również smutne, a czasem wręcz tragiczne oblicze.
Niespełna 2 godzinny, utrzymany w czarno-białej konwencji, obraz przybliża nam kulisy powstania najnowszego albumu Nicka Cave’a and The Bad Seeds "Skeleton Tree". Nie jest jednak tym, czym miał być w zamyśle jego twórcy, Andrew Dominika. Na produkcji długim cieniem położyła się bowiem tragiczna śmierć jednego z synów Nicka, 15 letniego Arthura, czyniąc ją zapisem emocjonalnej podróży przez najbardziej mroczne zakątki sytuacji, z jaką przyszło się wszystkim zmierzyć.
Podążamy za kamerą, która wydaje się nie przekraczać subtelnej granicy między artystyczną inspiracją, a prywatnym dramatem rodziny, jednocześnie czując jego niemy ciężar. Okoliczności, jakie przyczyniły się do jego powstania bezwzględnie dominują nad tematem przewodnim filmu - próby zespołu wydają się być jedynie tłem. Mimo wszystko nie czujemy się przytłoczeni nadmiarem słów - obraz wolny jest od "grief porn", którego w takiej sytuacji można byłoby się spodziewać - a bezpośrednie nawiązanie do śmierci Arthura pojawia się dopiero w 2/3 filmu.
Na ironię losu zakrawa fakt, że człowiek, który przez całe artystyczne życie zgłębiał temat śmierci i cierpienia, teraz doświadcza tych wszystkich uczuć w pełni na łonie własnej rodziny. Każdy twórca potrzebuje inspiracji - warunkuje ona nie tylko jego funkcjonowanie na kanwie zawodowej, ale często też samą egzystencję. Cave twierdzi jednak, że trauma, której doświadczył, miała destrukcyjny wpływ na jego kreatywność. Mimo iż procesowi twórczemu często towarzyszy cierpienie, a najlepsze kompozycje zwykle rodzą się w bólu, w tym przypadku było zgoła inaczej. Wyobraźnia potrzebuje przestrzeni - a w starciu z traumą przestrzeń kurczy się, by ostatecznie zniknąć, ustępując całkowicie pola traumie.
"Dla świata jesteś tą samą osobą, ale tak naprawdę w środku jesteś już zupełnie innym człowiekiem. Ale świat na zewnątrz się nie zmienił, więc wychodząc do niego czujesz, jakbyś musiał renegocjować swoje miejsce w nim". Cave mówi, że tragedia dotknęła go w sposób, którego nie rozumie. Czuje potrzebę wyrzucenia z siebie bólu - tworzy więc, dając mu ujście - by po chwili zadać samemu sobie pytanie "po co mi to wszystko?" Ostatecznie jednak nowe kompozycje ujrzą światło dzienne, bo bycie artystą to nie zawód, a powołanie, które nie tyle pozwala, co wręcz każe regularnie podejmować ten trud od początku. Cały proces jest jednak przez to dla artysty o wiele bardziej wyczerpujący.
Fakt, że świat nadal normalnie funkcjonuje po odejściu kogoś, kto był tak ważny wydaje się być niemal okrucieństwem - wszystko dookoła trwa uparcie na swoim miejscu i nikt nie pochyla się nad dramatem rozpadu czyjegoś życia. Ból po stracie kogoś, kto odszedł - a kto zawsze miał i powinien być obok - wydaje się nie do zniesienia. To coś, przed czym nie da się uciec. To nie tylko żal spowodowany pustką, ale żałoba po życiu, które bezpowrotnie się utraciło, i które nigdy nie będzie takie samo po zniknięciu jednego z jego filarów.
Cave przyznaje, że cała jego wiara w dobro wyparowała. Ale po pewnym czasie obydwoje z żoną postanowili, że mimo wszystko będą szczęśliwi - pojmując szczęście jako akt zemsty za to, co nigdy nie powinno się było wydarzyć. "One More Time With Feeling" to w niezwykły sposób sportretowana próba pogodzenia się z rzeczywistością - jednocześnie konieczną i niemożliwą do przyjęcia.
Marta Święcka