Deez Nuts

Binge & Purgatory

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Deez Nuts
Recenzje
2017-04-05
Deez Nuts - Binge & Purgatory Deez Nuts - Binge & Purgatory
Nasza ocena:
7 /10

Piąty album Deez Nuts przynosi nieoczekiwany zwrot w stylistyce grupy.

O ile ogólny trend powrotu do brzmień z lat '90 nie jest żadnym zaskoczeniem, tak nierzadko oparty na hip-hipowym flow hardcore z Melbourne niespecjalnie pasuje do sentymentalnych wycieczek.

Chciałbym jednak zaznaczyć, że reminiscencje to tylko jedna składowa "Binge & Purgatory", gdyż gros utworów to nadal mocne, konkretne strzały w pysk, aczkolwiek tak duża doza melodii jest w tym zespole czymś niespotykanym. Co prawda, goście nie mają już 20 lat i nie będą całe życie ścigać się z innymi, więc cieszy mnie chęć poszerzenia własnych horyzontów i dłubanie w średnich tempach (vide utwór tytułowy). Z drugiej jednak strony, martwi mnie pewna zachowawczość, strach przed pójściem o krok dalej, może nawet zrewolucjonizowaniem soundu. Rozumiem, że przez dekadę nie było łatwo - zarówno wyrobić sobie pozycję i markę - jak i brzmieniowo, wyjść poza ramy australijskiej sceny, bliższej typowo metalowemu graniu. Deez Nuts udało się zachować balans i za to im chwała, zaś jeśli chodzi o jakość kompozycji, Anno Domini 2017 JJ Peters i spółka stanęli w miejscu. Muza jest prosta, od czasu do czasu zaskakuje groove’owym twistem, ale... szału nie ma.

Jeśli miałbym jednak wskazać "hajlajty", punkty, które są w stanie odczarować ten album to absolutnie fenomenalna forma Petersa. Chłop nauczył się śpiewać, a kiedy rapuje, to nie z tą swoją niechlujną uliczną manierą (czas najwyższy). Zgrabnie lawiruje pomiędzy hardcore’owym krzykaczem, którego jedynym zadaniem jest pluć jadem na świat, a błyskotliwym mc, i nie po raz pierwszy to on ciągnie ten band do przodu. Szkoda tylko, że "Binger & Purgatory" ma tak mało wartych zapamiętania numerów. Całość oczywiście perfekcyjnie sprawdzi się w warunkach scenicznych, ale w domowym zaciszu nie kieruje słuchacza w stronę całkowitego zniszczenia, a wcześniej maksymalnego podjarania muzą, jak robi to dzisiejsza brytyjska scena. Piszę to z żalem, bo ilekroć Australijczycy wydają nowy materiał obiecuję sobie coś wyjątkowego, równie świeżego jak "Stay True" sprzed niemal dekady, ale nadzieje okazują się płonne.


Póki co warto sprawdzić strzały takie jak "Commas & Zeros" (co za sing-a-longi!), "Hedonistic Wasteland" (najlepszy tekst na płycie) czy walec "Lessons Learned", któremu chyba najbliżej do - paradoksalnie - NYHC. Sprawdźcie sami.

Grzegorz Pindor