Chrome Molly

Hoodoo Voodoo

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Chrome Molly
Recenzje
2017-02-09
Chrome Molly - Hoodoo Voodoo Chrome Molly - Hoodoo Voodoo
Nasza ocena:
6 /10

To były całkiem fajne miesiące dla angielskiego Leicester. Klub piłkarski wygrał Premiere League, a Mark Selby niemiłosiernie stłukł Dinga Junhui'a w finale snookerowych Mistrzostw Świata.

Chciałoby się żeby namieszał również Chrome Molly, ale grupa rodem z Leicester jakoś niespecjalnie zakasała rękawy. Może zresztą oczekiwania wobec tego średniaczka na hard rockowej scenie lat 80 miałem zawyżone, ale z drugiej strony kto stawiałby na Leicester City albo Marka Selbiego? Jak to się mówi: nadzieja matką głupich, a matka kocha swe dzieci.

To już drugi od reaktywacji w 2009 roku album Chrome Molly. Ciężko wyrokować, ale "Gunpowder Diplomacy" był chyba lepszy. Chodzi głównie o to, że "Hoodoo Voodoo" w sporej części brzmi tak jakby Chrome Molly chcieli być kimś innym niż w rzeczywistości są. Rzecz rozpoczyna się intrem "In The Beginning" brzmiącym jak Judas Priest na "Screaming for Vengeance". Następny "Can't Be Afraid Of The Dark" to też nieco priestowy kawałek z czasów "British Steel". "Pillars Of Creation (Albion)", prócz tego, że zespół rzeczywiście śpiewa o "brytyjskiej stali", to robi to w stylu wszystkich tych niemieckich wynalazków w stylu U.D.O.. Z kolei akustyczny "Now That Those Days Have Gone" to jakaś dziwaczna mieszanka Guns'n'Roses i refrenu rodem z Avril Lavigne. "Save Me" zaczyna się riffem jakby podprowadzonym Ritchiemu Blackmore'owi, gdy ten zaczynał majstrować przy utworze "Burn" - do tego jeszcze te purpurowe klawisze.

Ogólnie "Hoodoo Voodoo" to album, którego słucha się fajnie. Są ciężkawe, ale chwytliwe riffy; typowe dla lat '80, przaśne refreny; a i jak to w starej szkole, rzetelne solówki. Dużo rzeczy solidnych i na poziomie, kwestia tylko, że ta muzyka jakoś nie bawi tak jak powinna. Nie wciąga. Miałem wrażenie, jakby całość była grana na pół gwizdka, a zespół nie czuł wielkiej radochy z nagrywania. To dziwne, bo takie "Dial 'F' For Freakshow" czy "Feeling Pressurised" to porządnie huczące rock'n'rollowe petardy, może nawet tak rozbujane jak średniaki od AC/DC. Odbiór burzą jeszcze te nieustanne cytaty i interpretacje zaciągnięte z większych nazw.


Jeśli ktoś lubi hard rocka lat '80 to bez wątpienia odnajdzie się w "Hoodoo Voodoo", choć nie ukrywajmy, że jest to płyta raczej bez większej historii. Ot, pograło i można iść dalej.

Grzegorz Bryk