Lou Reed. Zapiski z podziemia
Gatunek: Rock i punk
"Nie ma co wyjaśniać. Jestem tym, kim jestem. Wszystko jest tym, czym jest i pierdolcie się." Tak Lou Reed skomentował pomysł napisania autobiografii. Na szczęście Howard Sounes miał na ten temat inne zdanie.
"Sądzisz, że ludzie chcą czytać o życiu Lou Reeda? Będziesz potrzebował dobrego tytułu, jak na przykład 'Nienawistny kutas' albo 'Najgorszy człowiek, jaki kiedykolwiek żył'. Coś, co od razu będzie sygnalizowało, że to nie jest biografia wspaniałego człowieka, bo nim nie był... Był durną, odrażającą, okropną istotą ludzką." Paul Morrissey, reżyser i bliski współpracownik Andy'ego Warhola nie ma dobrego zdania o bohaterze książki Sounesa i choć był w swej opinii być może najbardziej dosadny, to jednak niekoniecznie odosobniony.
Złożony i trudny, egoistyczny i arogancki egocentryk o nadmiernie wybujałym ego, szowinista i mizogin pomiatający ludźmi, również tymi najbliższymi i nie mogący się dogadać właściwie z nikim. "Był człowiekiem o wielu obliczach. Potrafił być naprawdę słodki, ale potem coś mu się odmieniało i stawał się kompletnym fiutem" - mówi kolejna osoba z otoczenia Lou, a podobne opinie przewijają się przez całą książkę. Zdecydowanie nie znaczy to jednak, że jej autor zabiera czytelnika do magla i serwuje wyłącznie opowieści bazujące na sensacji, skandalu i jednostronnym spojrzeniu na Lou Reeda. Nic z tych rzeczy, "Zapiski z podziemia" to znakomity, a przede wszystkim wyważony portret artysty, który przez lata balansował na krawędzi. Człowieka nierównego, zaliczającego wzloty i bardzo bolesne upadki, ale jednocześnie konsekwentnego, nie idącego na kompromisy i aż do samego końca żyjącego muzyką.
"Myślisz, że rock'n'roll to Metallica, ale coś ci powiem, Metallica to gówno", mówił Lou około 1988 roku, a przecież wielu młodszym miłośnikom rocka Reed kojarzy się zapewne tylko z tym podstarzałym gościem, z którym (albo przez którego) Metallica nagrała swój najgorszy album w dyskografii. Paradoks, który dobrze oddaje zmienność charakteru muzyka, a jednocześnie marna rekomendacja dla jego sztuki, mimo że "Lulu" to jedynie mniej ważny epizod, ostatni akcent wieńczący trwającą ponad pół wieku muzyczną karierę Reeda, mającego na koncie nie tylko przeszło 20 albumów solowych, ale też działalność we wpływowym i kultowym dzisiaj, choć w swoim czasie umiarkowanie cenionym przez słuchaczy The Velvet Underground. Lou Reed to nagrany wspólnie z Davidem Bowie świetny "Transformer" z takimi przebojami, jak "Perfect Day" i "Walk on the Wild Side", ale również złożony tylko z hałasu i sprzężeń "Metal Machine Music", którego zapewne nikt nigdy nie dosłuchał do końca, włączając w to samego twórcę.
O tym wszystkim, wartko i ze swadą opowiada Howard Sounes w swoich "Zapiskach z podziemia". Autor sporo miejsca poświęca The Velvet Underground, związanej z zespołem działalności Andy'ego Warhola oraz otaczającej ich awangardowej grupie nowojorskich wykolejeńców, ale zdecydowanie nie traktuje po macoszemu również znacznie dłuższej solowej aktywności Reeda. To jedna z niewielu muzycznych biografii, która z biegiem czasu nie przyspiesza gwałtownie akcji, wybiórczo i po łebkach traktując najnowsze dokonania opisywanych bohaterów. Autorowi udało się również zachować równowagę pomiędzy artystyczną a prywatną częścią życia Lou.
Jeśli "Zapiski z podziemia" nie zachęcą przy okazji do dokładniejszego zapoznania się z twórczością Reeda, prawdopodobnie nic tego nie uczyni. I choć Reed nigdy nie był jednym z moich muzycznych idoli, to muszę przyznać, że to jedna z najlepszych biografii, jaką czytałem w ostatnim czasie.
Howard Sounes - Lou Reed. Zapiski z podziemia
Tłumaczenie: Jacek Mackiewicz
Liczba stron: 496
Wydawnictwo: Kosmos Kosmos
Szymon Kubicki