Video Singles Collection
Gatunek: Rock i punk
Świetny prezent dla fanów czy może bezczelny skok na ich kasę? Zdania na temat najnowszego DVD Depeche Mode z pewnością będą podzielone.
Jest na świecie kilka funkcjonujących od dekad zespołów, które sprzedaż swej sztuki opanowały do perfekcji. Jednym z nich bez cienia wątpliwości jest Depeche Mode, który może poszczycić się jeszcze jednym atutem - ogromną rzeszą karnych i zdyscyplinowanych fanów, stojących murem za swymi idolami. Albumy, single w niezliczonych wersjach, koncertówki z każdej trasy, składanki, wznowienia i wznowienia wznowień - wielbiciele Brytyjczyków muszą trzymać portfele zawsze w pogotowiu. Wiem coś o tym aż za dobrze. Szczególnym testem dla ich wyrozumiałości i cierpliwości jest ponowne wystawianie na sprzedaż materiałów powszechnie i świetnie znanych, albo też przehandlowanych już kiedyś wcześniej. W końcu recykling w muzycznym biznesie to wciąż niezła recepta na nisko kosztowe podrasowanie płynności finansowej.
W 2016 roku minęło 35 lat od premiery debiutanckiego albumu Depeche Mode, a nowy krążek czai się tuż za progiem, wydaje się więc, że to całkiem niezła okazja, by przypomnieć o zespole i wskrzesić na moment jego dzieje. Tytuł "Video Singles Collection" mówi właściwie wszystko. Ważne jest tu słowo 'singles', bo choć na trzech płytach DVD znalazło się aż 55 teledysków (plus 4 bonusowe), są to filmy nakręcone do oficjalnych singli Brytyjczyków. Także singli podwójnych, gdy obrazy powstały do ich obydwu stron, jak "Blasphemous Rumours / Somebody", "I Feel You / One Caress" czy "Hole To Feed / Fragile Tension". Oznacza to jednak, że zabrakło teledysków do "Clean" i "Halo". Szkoda, że nie znalazły się chociaż w nad wyraz skromniutkiej sekcji bonusowej, tym bardziej, że Depeche Mode i Anton Corbijn pasowali do siebie jak dwa elementy układanki, jak żaden inny reżyser w dziejach wideografii grupy. A może "Clean" i "Halo" powrócą jeszcze na innym retrospektywnym wydawnictwie, choćby wznowionych dwu częściach "Strange"? Kto wie.
Szklanka jest w tym przypadku do połowy pełna, bowiem "Video Singles Collection" zawiera również niemało teledysków, które nie pojawiły się na żadnej z dotychczas wydanych składanek, zwłaszcza jeśli chodzi o "Videos 81>85" i "Videos 86>98" oraz "The Best of Depeche Mode Volume 1". Dotyczy to obrazów najwcześniejszych, trochę albo i bardzo wstydliwych dla zespołu (m. in. "See You", "The Meaning Of Love", "Leave In Silence") i nowszych, choćby tych promujących ostatni album "Delta Machine." Również niektóre klipy pojawiały się wcześniej tylko na singlach DVD (np. "A Pain That I'm Used To" czy "Suffer Well"). Teraz komplet singlowych teledysków dostępny jest w jednym miejscu, bez potrzeby żonglowania wieloma krążkami.
Wydaje się jednak, że w czasach, gdy wszystkie te obrazy można znaleźć na YouTube, a zdecydowaną większość fani DM posiadają już w swoich kolekcjach na innych wydawnictwach, zespół powinien pomyśleć o czymś więcej (daj mi więcej i więcej, taki znak dzisiejszych czasów). Może warto było zerknąć na przykład na to, jak do tematu podszedł Rammstein na swoim doskonałym "Videos 1995-2012". Niestety, na tym polu "Video Singles Collection" mogło, a wręcz powinno prezentować się po prostu lepiej. Pomijam kwestię braku wersji Blu-ray, bo nie doskwiera mi to aż tak bardzo, ale muszę serdecznie pogratulować osobie, która wpadła na pomysł, by zapakować krążki bezpośrednio w ciasne, kartonowe kieszonki, z których płyty trzeba dosłownie wyrywać. Wszystko po to, by zmieścić całość w skromnym, zaledwie trzypanelowym i 100% kartonowym digipacku. Skromnej prezencji nie wynagradza bardzo uboga książeczka, w której nie ma nic poza podstawowymi informacjami o teledyskach. Może jakieś wspominki, krótki tekst o roli teledysków w historii Depeche Mode, wypowiedzi reżyserów? Niestety, nic z tych rzeczy.
Równie skromnie prezentują się inne dodatki. O czterech bonusach nie warto wspominać, bo nie ratuje ich nawet zapowiadana na okładce, niewiele różniąca się od oryginalnej, niepublikowana wersja "Stripped". Nie lepiej wygląda sprawa z komentarzami muzyków - wyluzowanego i wiecznie śmiejącego się Martina Gore'a, zasadniczego, skupionego na aspektach technicznych Andy Fletchera i najbardziej zawstydzonego wczesnymi dokonaniami zespołu Dave Gahana ("It's terrible video, fucking horrible" - mówi o "Just Can’t Get Enough"). Komentarze są jednak wygłaszane z offu (brak napisów w wersji angielskiej nie ułatwia sprawy), na dodatek nie przygotowano ich do wszystkich teledysków, a o wielu z nich wypowiada się tylko jeden z Depeszy. Mieliście nadzieję na udział w tym przedsięwzięciu Alana Wildera? Będziecie zawiedzeni. Komentarze reżyserów (wystarczyłby już nawet tylko sam Corbijn)? Nic z tego.
Przyznam, że mojemu niecierpliwemu zrywaniu folii z "Video Singles Collection" towarzyszyły (wirtualne) wypieki na twarzy. Jednak po zapoznaniu się z całością, ku całkowitemu zaskoczeniu poczułem pewne rozczarowanie. Zespół takiej klasy jak Depeche Mode, który w tak znacznym stopniu wpływał na swoich fanów, powinien do tego rodzaju wydawnictw podchodzić z większą pieczołowitością i szacunkiem dla odbiorców oraz ich pieniędzy. Mimo tylu teledysków i ich istotnej wartości historycznej "Video Singles Collection" pozostanie jednak wydawnictwem budżetowym, niebezpiecznie zbliżającym się do kategorii oznaczonej jako 'skok na kasę'. A może już do tej kategorii przynależy? Szkoda.
Szymon Kubicki