The Boy Who Died Wolf
Gatunek: Rock i punk
Amerykanie z Highly Suspect kują żelazo póki w piecu napalone.
Nie ma się co zresztą dziwić. Trio narobiło debiutem "Mister Asylum" sporo szumu - szkoda, że był to szum chyba jednak dość sztucznawy, bo zachwyty nad pierwszą blaszką mogliby wygłaszać jedynie ci, którzy przespali, zapomnieli, albo nie znają amerykańskiego rocka końca lat 90 i początku XXI wieku. Highly Suspect byli na swoim debiucie wręcz archetypicznym przedstawicielem szkoły Queens of the Stone Age czy Kings of Leon, ale podanym w nieco mrocznawej wersji a'la Alice in Chainse wymieszanej z alternatywą Pixies. Nie było to w każdym razie coś na tyle ciekawego, by wywlekać Highly Suspect z pieczary ich wąskiej stylistyki.
"The Boy Who Died Wolf" wydaje się w tej materii krążkiem dużo ciekawszym i dojrzalszym. Wprawdzie takie numery jak "For Billy", "Look Alive Stay Alive", "Postres" czy "Viper Strike" są typowym, grunge'owym, amerykańskim rockiem końca lat '90 ale na płycie pojawiły się też piosenki zupełnie nieoczywiste. Dobrym przykładem jest świetnie zaśpiewana fortepianówka "Chicago" i bardzo emocjonalny, idealnie wokalnie poprowadzony "My Name Is Human" (nominacja do Grammy jak najbardziej nieprzypadkowa). Kolejnymi perełkami albumu są oniryczny cover Real Life "Send Me an Angel" i psychodelizujący "Wolf" z całkiem godną solówką.
Na "The Boy Who Died Wolf" Highly Suspect zdają się też ciągnąć ten swój amerykański rock nie w stronę stadionowej chwytliwości, ale bluesowego feelingu o nieco ciemniejszym obliczu - idealnym obrazkiem takich inspiracji jest "Serotonia", utwór ponownie zilustrowany pierwszorzędnym gitarowym solo. Całość wieńczy zdobiony ulicznym, hip-hopowym beatem "F.W.Y.T." - klimatyczny eksperyment o trip hopowym zabarwieniu.
"The Boy Who Died Wolf" to dobra, różnorodna płyta. Przynajmniej o klasę lepsza od debiutanckiego "Mister Asylum". Przede wszystkim dlatego, że Highly Suspect przestają być typowym, wręcz oklepanym przedstawicielem szkoły amerykańskiego rocka, a zaczynają się swoją muzyką i inspiracjami pierwszorzędnie bawić. Posmak bluesa to dodatkowy smaczek.
Grzegorz Bryk