Czy słyszeliście o istnieniu rosyjskiego duetu iamthemorning? Ja nie, ale okazuje się, że był to błąd.
Łatwo o wrażenie, że o iamthemorning zrobiło się w Polsce głośno za sprawą Mariusza Dudy. Wszak ceniony polski muzyk, znany z Lunatic Soul i Riverside, wystąpił w kompozycji tytułowej na trzeciej płycie Marjany Semkiny i Gleba Kolyadina. Album zatytułowany "Lighthouse" ma więc szanse rozsławić duet z Petersburga w granicach naszego kraju, choć nie tylko, ponieważ kariera iamthemorning zdaje się nabierać rozpędu w różnych szerokościach świata. Świadczy o tym choćby fakt, że na płycie wystąpili również cenieni w środowisku rocka progresywnego Gavin Harrison i Colin Edwin. Zresztą perkusista i kompozytor z londyńskiego Harrow uczestniczył też w nagraniu poprzedniego albumu iamthemorning, niedługo po tym, gdy Rosjanom zaufała wytwórnia Kscope. Co więc można dziś powiedzieć o twórczości duetu zawartej na "Lighthouse"?
Album brzmi magnetycznie. Wysublimowane, delikatne i nadzwyczajnie wrażliwe wokale Semkiny są w stanie zmiękczyć nawet najtwardsze serca. To w zestawieniu z olśniewającymi partiami instrumentów klawiszowych Kolyadina tylko ów efekt potęguje. Tu jednak nie tylko o subtelność chodzi. Zespół w ramach dwunastu utworów tworzących "Lighthouse" oferuje szeroką paletę wokali i zagrywek, często improwizując w rytm klawiszy albo oddając się wokalnym podróżom. Nie jest to z pewnością ten rodzaj szlachetności muzycznego duetu owianego tajemnicą, dostojnością i oniryzmem, jak Dead Can Dance, ale na pewno słyszalny sygnał o niebanalnych możliwościach kompozycyjnych. Muzyka iamthemorning charakteryzuje się dużą wyrazistością, pewnego rodzaju naturalną aurą brzmienia i czarodziejskim, czasem niemalże baśniowym podejściem do utworów. Myślę, że dwójce Rosjan niewiele już brakuje, aby w masowej świadomości utrwalić swoją własną, rozpoznawalną markę. Ich twórczość zawieszona gdzieś pomiędzy rockiem progresywnym, muzyką kameralną, przyzwoitym popem a folkiem jest jeszcze w fazie poszukiwań, ale już im naprawdę blisko do odnalezienia swojego własnego muzycznego Graala. Świadczy o tym "Lighthouse".
Oprócz wspomnianych gości, na krążku wystąpiła też liczna grupa muzyków, włączając w to chór dyrygowany przez Larisę Yarutskayą, szeroką sekcję smyczkową oraz instrumentalistów jazzowych i rockowych. Pomimo kolorytu zaproszonych gości, album cechuje się spójnym klimatem i logiczną konstrukcją. Nie brakuje tu kompozycji minimalistycznych, ledwie akcentujących umiejętności twórców, jak dwie części "I Came Before the Water", albo utworów o minimalistycznej aurze, nieregularnych, owianych niesymetrycznymi zagrywkami i dychotomiczną strukturą, o czym świadczy wcześniej wspomniana kompozycja tytułowa. Na płycie pojawiły się również utwory sprawiające wrażenie improwizowanych, ujmujące świetnymi zagrywkami klawiszowymi, temperamentnym wokalem i około-jazzowymi solówkami ("Too Many Years", "Libretto Horror", "Harmony", "Matches", "Chalk And Coal"). Nie brakuje tu również opartych o klawiszowo-wokalną subtelność twórców... piosenek, które mogłyby z Marjany i Gleba uczynić artystów z chęcią słuchanych znaczniej szerzej, niż w środowisku fanów rocka progresywnego ("Clear Clearer"). Lekkość duetu jest ujmująca, choć zarówno w głosie Semkiny, jak i w klawiszach Kolyadina czają się różne demony. Może jeszcze nienazwane, może nie posiadające ostatecznego kształtu, ale bez wątpienia świadczące o olbrzymich możliwościach iamthemorning. Tajemnicza kołysanka "Belighted" dobrze te możliwości odzwierciedla.
Łatwo również o wrażenie, że duet z Petersburga nie stroni od rozmaitych inspiracji, choć ich poszukiwania wiodą nawet do symfonicznej i rockowej Finlandii, jak w chórze do utworu "Sleeping Pills", który mógłby być ozdobą ostatnich nagrań Nightwish, ewentualnie solowych materiałów Tuomasa Holopainena. Zestawienie Nightwish z muzyką iamthemorning wydaje się absurdalne, ale wszelkiego rodzaju podniosłe chóry na krążku temu skojarzeniu dodają prawdy, co może świadczyć albo o szerokich horyzontach duetu, albo o jeszcze nie w pełni ukształtowanym stylu. Można bowiem nieco pomarudzić, że czasem chciałoby się więcej od iamthemorning. Niektóre pomysły sprawiają bowiem wrażenie niedokończonych, jak choćby "urwane" finały utworów "Too Many Years" i tytułowego "Lighthouse". Tak oto zadziwiająco w zestawieniu z oszczędną formą dzieła prezentuje się liczna grupa jego twórców. Trudno stwierdzić, że ich potencjał nie został wykorzystany, ponieważ można sądzić, że koncepcja krążka zakładała nagranie albumu żywego, osadzonego głównie w wokalach i klawiszach, ale niepozbawionego minimalistycznych zanurzeń. W każdym razie niektórzy z zaproszonych gości mogliby śmiało rozwinąć wybrane utwory, choćby te sprawiające wrażenie niedokończonych.
Jednak bez wątpienia iamthemorning to muzyka, przy której warto się zatrzymać. Rosyjski duet dysponuje wielkimi możliwościami do tworzenia wspaniałych nagrań. Może ich trzeci album do owej, trudnej do zdefiniowania majestatycznej wielkości jeszcze nie aspiruje, ale stanowi najlepszą z możliwych okazję do zapoznania się z bardzo emocjonalnym podejściem do muzyki. To magnetyczny, refleksyjny i czarujący materiał. Latarnia dla wszystkich muzycznych żeglarzy strudzonych wyniosłymi formami, dużą ilością instrumentów i dopracowanymi w każdym detalu produkcjami. "Lighthouse" to przede wszystkim naturalność brzmienia, ekspozycja talentów pasującego do siebie duetu, a także zestaw czarujących dźwięków i pięknych akcentów. Nie mam zarazem wątpliwości, że czas iamthemorning dopiero nadchodzi.
Konrad Sebastian Morawski