Phil Campbell and The Bastard Sons
Gatunek: Rock i punk
Phil Campbell udowadnia, że istnieje życie po Motörhead.
Śmierć Lemmy’ego Kilmistera, od której minął już prawie rok sprawiła, że reszta muzyków zespołu, stojąca w cieniu swojego wielkiego lidera, musiała znaleźć nowe muzyczne zajęcie. Perkusista Mikkey Dee, dzięki pijaństwu Jamesa Kottaka, został nowym pałkerem Scorpions. A Campbell co prawda nie wspomógł żadnego wielkiego zespołu, ale za to działa na swój własny rachunek. Założył zespół Phil Campbell and the Bastard Sons.
Grupę, poza gitarzystą, tworzą też jego synowie. Tak więc wszystko zostaje w rodzinie. Póki co projekt swoją muzyczną twórczość zapisał na imiennej EPce. Jeśli ktoś myślał, że Brytyjczyk wraz z potomstwem będzie powielał pomysły realizowane w Motörhead, po przesłuchaniu nagrania zda sobie sprawę, że był w ogromnym błędzie.
Pięcioutworowy krążek otwiera promowany w sieci utwór "Big Mouth". Powiem tak - jeżeli ktoś jest fanem melodyjnego hard rocka, a po przesłuchaniu nie zakocha się w tej piosence, to powinien zastanowić się nad zmianą upodobań muzycznych. Przebojowość i mocne, gitarowe granie? "Big Mouth" jest dowodem na to, że połączenie tych dwóch, wydawałoby się przeciwnych biegunów, nie jest niemożliwe. Jeżeli jednak ktoś woli zdecydowanie cięższe brzmienia, powinna go usatysfakcjonować kolejna propozycja - "Spiders". Następne trzy kawałki "Take Aim", "No Turning Back" i "Life In Space" utrzymują bardzo wysoki poziom płyty. Aż chciałoby się więcej, ale ramy tej EPki na to niestety nie pozwalają.
Wydawnictwo "Phil Campbell and the Bastard Sons" jest wymarzonym startem dla Phila Campbella i jego synów. Pod względem zawartości artystycznej, brzmienia i ogólnie całej produkcji, to fantastyczny krążek. Ustawia on zespołowi poprzeczkę bardzo wysoko. Słuchacze po takiej przystawce będą oczekiwać przepysznego dania głównego, jakim będzie pierwsza studyjna płyta zespołu.
Kuba Koziołkiewicz