Spoiwo

Salute Solitude

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Spoiwo
Recenzje
2016-10-27
Spoiwo - Salute Solitude Spoiwo - Salute Solitude
Nasza ocena:
9 /10

Gdański kwintet i ich album "Salute Solitude" to bodaj jedna z artystycznie najgłośniejszych premier roku 2015 na rodzimym podwórku, a zarazem najbardziej istotny debiut fonograficzny alternatywy ostatnich lat.

O "Bezpiecznej samotności" było naprawdę hucznie w środowisku, nie tylko post-rockowym, ale ogólnie, muzyki niezależnej.

Gdańszczanie grają dźwięki trudne, nawet jak na post-rockowe standardy, choć w tym przypadku unikałbym akurat tak jednoznacznej kategoryzacji i zostawił na kilka chwil gatunkowe szufladki, bo materiał z "Salute Solitude" jest jak na post-rockowe szablony mocno awangardowy. Zaczyna się jak Vangelis z czasów "Blade Runnera", później trzyma klimat Clinta Mansella ze "Źródła", jest dużo post-rocka (głębiej unurzanego w Sigur Ros niż w industrialnym chłodzie), ale wymieszanego z naznaczonym nieobecnością i dojrzałą melancholią ambientem oraz muzyką filmową w duchu wspomnianego Mansella współpracującego z Kronos Quartet. Najlepsze w nutach Spoiwa jest to, że zespół brzmi głęboko i potężnie. Naprawdę POTĘŻNIE! Oraz gęsto - w kulminacyjnych momentach numerów tworzy się tak intensywna siatka dźwięków, że nie byłoby gdzie szpilki wcisnąć. Poza tym jest to kapela piekielnie ułożona i dojrzała stylistycznie, mają to wyczucie dźwięku charakterystyczne dla muzyków o wyrobionym, dobrym guście.

Zespół spektakularnie potrafi zagrać ciszą i pauzami. Klawisze są tak skondensowane, że się człowiek cały od nich lepi, oplatają i opatulają tak mocno, że ciężko się ruszyć, Simon Jambor po prostu odwala kapitalną robotę. Sekcja zaś tworzy tak masywną ścianę dźwięku, że potrzeba by chyba rozpędzonego tankowca, by ją choćby zarysować. Dawno nie słyszałem tak poukładanego i "melodyjnego" perkusisty z zacięciem hard rockowego bębniarza, jakim jest Krzysztof Sarnek (przypomina mi się Nick Mason z koncertu w Pompejach). Zupełnie jakby ta muzyka była w 3D, miała trzy płaszczyzny. No i to co w przypadku "Salute Solitude" najlepsze, czyli klimat budowany poprzez nieprzebraną przestrzeń tych dźwięków, ich głębię, wielowymiarowość i wręcz spektakularne dawkowanie napięć. Posłuchajcie w całości "YOS", koniecznie na dobrym nagłośnieniu, bo to przecież arcydzieło gatunku - a sekcja po prostu wgniata w ziemię.

Mały muzyczny traktat o samotności - tak można by napisać o tej półgodzinnej, instrumentalnej płytce. Doprawdy, uczta dla ucha i duszy. Absolutna lektura obowiązkowa AD 2015, wyznaczająca nowe standardy polskiego post-rocka, bowiem każdy wykonawca gatunku musi się z "Salute Solitude" zapoznać i liczyć z jego zawartością, a już najlepiej to się po prostu nim inspirować. To jeden z takich krążków, o których powinno mówić się w perspektywie rodzimego post-rocka, że dokonał przemieszczenia granicy, albo nawet wyznaczył zupełnie nową granicę gatunku - przed i po "Salute Solitude". Po prostu wielkie artystyczne wydarzenie roku 2015 i klasa mistrzowska post-rockowej awangardy!

Grzegorz Bryk