Descendents

Hypercaffium Spazzinate

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Descendents
Recenzje
2016-09-12
Descendents - Hypercaffium Spazzinate Descendents - Hypercaffium Spazzinate
Nasza ocena:
8 /10

Pionierzy melodyjnego hardcore punka powracają z nowym, pokrętnie zatytułowanym albumem.

Dwanaście lat przerwy pomiędzy ostatnim krążkiem "Cool to Be You", a dziełem niemal w większości skomponowanym przez Doktora Milo to poważna przerwa, której nie spodziewali się ani fani ani sami muzycy. Obowiązki zawodowe, inne projekty, a przede wszystkim, chęć nabrania przysłowiowego "wiatru w żagle" stoją za tuzinem lat bez Descendents. Okres ten, jakkolwiek by go nie nazywać - niech będzie to przerwa na przemyślenie swojej scenicznej aktywności - w żadnym wypadku nie został zmarnowany. "Hypercaffium Spazzinate" jest kolejnym albumem Descendents. Dokładnie takim, za jaki ten zespół kochamy.

Skora o tym mowa, nie było by Descendents gdyby nie producent i perkusista Bill Stevenson. Ilekroć ten człowiek czuwa nad realizacją jakiegoś nagrania jestem pewny, iż będzie to rzecz co najmniej bardzo dobra. Bill stosunkowo szybko pojął, jak należy komponować nośną, prostą, ale podszytą wścieklizną muzykę, co wielokrotnie przekładało się na produkcje przy których pracował (żeby tylko wymienić A Day To Remember, Wovenwar, Rise Against, NOFX, Alkaline Trio), i nie inaczej jest tym razem. Siódmy album formacji to cholernie przebojowa, a miejscami całkiem inteligentna muzyka, która w żadnym wypadku nie powinna kojarzyć się z topornym punkiem, czy bezsensownym agresywnym rzępoleniem. Descendents anno Domini 2016, choć wciąż gra swoje i stanowi powiew świeżości na scenie przepełnionej technicznymi wygibasami, potężnymi, głośnymi produkcjami i kolejnymi albumami bez pasji. Niemłodzi już panowie grają luźne i niezobowiązujące dźwięki, a łoją lepiej niż całe tabuny nowych gwiazdek, które - jeśli są ku temu okazje - muszą supportować.

Główna zasługa wielkości tego zespołu to nie duet kompozytorski Stevenson - Auckerman, ale ten drugi i jego specyficzna maniera wokalna i nie rzadko dość młodzieżowe teksty. Tematyka liryk od 30 lat pozostaje ta sama, i aż dziw bierze, że Milo nadal śpiewa o dziewczynach (choć uzupełnia to mieszanką szarej codzienności i przemyśleń mężczyzny w kwiecie wieku). Jest dojrzalej, czasem z przymrużeniem oka, ale za samą wierność i niewyczerpanie konwencji, z której zespół słynie - chapeau bas.


Muzycznie "Hypercaffium Spazzinate", nawet na milimetr nie odstaje od klasyków w dorobku kwartetu. Gros piosenek to szybkie, melodyjne strzały okraszone genialnymi refrenami i nie mniej zapamiętywanymi riffami. Kompozycyjnie jest to podręcznikowy pop punk, pod który dali podwaliny i jeśli ktoś jeszcze nie słyszał o Descendents będzie wiedział o co chodzi, nawet jeżeli zacznie właśnie od tego albumu. Jedynie co przeszkadza mi w tym wydawnictwie, to trochę zbyt analogowe potraktowanie perkusji. Wiem, że Stevenson nie jest zwolennikiem triggerow (patrz: Stick To Your Guns, Bouncing Souls) ale przydało by się uwypuklić jego grę. Wszyscy by na tym zyskali.

Grzegorz Pindor