Podobno zespół CowdeR powstał jeszcze w 1995 roku, ale jego oficjalny debiut fonograficzny nastąpił dopiero w połowie maja 2016 roku. Ten szmat czasu, który oddziela zafascynowanych rockiem licealistów od dojrzałych facetów jest aż nadto odczuwalny na płycie "El Payaso".
Krążek zawiera dziewięć utworów, które kapela nagrała lata wcześniej. Część osób może doskonale te kawałki kojarzyć z koncertów CowdeR, zaś części znajomy wyda się wokal Artura Łukaszewskiego, charakterystycznego wokalisty wydzierającego się czasem podczas sztuk walk. W każdym razie "El Payaso" to płyta, która próbuje zachowywać ciągłość z polskojęzycznym brudnym rockiem, szczególnie popularnym w kraju w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Dziś popularność polskiego hard rocka drastycznie zmalała, gatunek się trochę spłaszczył, starsi słuchacze założyli ciepłe pantofle, a potencjalne grono młodych odbiorców "El Payaso" nawet nie wyobraża sobie do czego mogą służyć płyty chodnikowe, co można robić pod pomnikiem znanego poety albo jaką wartość niosą ze sobą łańcuchy i ćwieki. Do kogo jest więc adresowana debiutancka płyta CowdeR?
Chyba do czasów minionych. Czterdzieści minut materiału aż tętni tym dziś oldschoolowym brzmieniem i mocnymi tekstami, które niegdyś kształtowały wzorce i postawy pokolenia pokomunistycznych nastolatków. Stojący na czele formacji Łukaszewski krzyczy tak mocno, jak kiedyś robili to twórcy polskiego bruku, polscy nożownicy, kły polskiego rocka. Mocne, agresywne kompozycje w stylu "Patrzysz", "13" oraz "Ignorant", to niemalże kilkuminutowe starcia na ringu bokserskim. Mówię o wadze ciężkiej. Gitarzyści Krzysztof Zdeb i Krzysztof Gorczewski sypią serią ostrych i ciężkich riffów, niekiedy tylko pozwalając sobie na jakieś urozmaicenie w nowym stylu. Album w istocie niewiele ma w sobie nowego - to konkretny strzał w mordę, celebracja polskojęzycznego hard rocka, czasem tylko przyprawiona jakimś chwytliwym przejściem.
Inna sprawa, że krążek miałby niewielkie szanse, aby w swoim czasie konkurować z albumami w stylu "Illusion", "Respect" czy "Getto", do których, jak sądzę, próbuje równać "El Payaso". W tym równaniu znalazło się kilka dość chaotycznych numerów. Pomimo całej tej niekontrolowanej żywiołowości i prostego przekazu kompozycje "Mądrość przeciwko głupocie" i "Sztuka taka" są przekombinowane i nierówne, niezbyt spójne, nie tak celne, jak wcześniej wymienione numery, zaś z kolei "Klaun" i "Enjoy" wydają się kokieterią ciężkiego rocka z nowymi brzmieniami, które zalały rynek na przełomie XX i XXI wieku. To samo znajduje zresztą odniesienie do tekstów zaśpiewanych i wykrzyczanych na krążku. Niektóre z nich wydają się zbyt banalne i odcięte od rzeczywistości, za dużo w nich dosłowności (vide "Sztuka taka"), podczas gdy inne słowa pozostają w słuchaczu na dłużej ("Patrzysz").
W sumie więc "El Payaso" oceniam jako refleks czasów minionych. Krążek miałby o wiele większą szansę zdobycia słuchaczy, gdyby został wydany co najmniej dekadę wcześniej, bo wtedy jeszcze polskojęzyczny hard rock tętnił życiem - dziś jest raczej zjawiskiem. Nie sądzę przy tym, aby CowdeR miał szansę znaleźć się w czołówce tego gatunku, ale kapeli i tak należy się szacunek za podtrzymywanie wymierających ideałów. W rzeczywistości nie wiem jeszcze na ile tak naprawdę stać ten zespół, ponieważ "El Payaso" sprawia wrażenie bardziej zbioru utworów z różnych okresów działalności kapeli, aniżeli spójnego, soczystego pierdolnięcia. Część tych utworów wgniata w ziemię, część zapycha album. Możliwości więc w CowdeR ą duże, ale czy wystarczy wytrwałości, aby napisać kolejny album?
Konrad Sebastian Morawski