Co tu dużo, pisać, gdyby Broken Teeth nagrał ten album 20 lat temu, dziś byłby na miejscu Hatebreed, albo i na równi z nim, w dodatku koncertując u boku Sepultury.
Skomasowanie wszystkiego co brudne, brzydkie i około metalowe w twórczości Broken Teeth jest dokładnie tym, czego ta scena potrzebowała. Bez silenia się na retro sound z lat '90 i przywracanie do życia łamańców a’la Rage Against The Machine (przytyk do Turnstile, który akurat bardzo lubię). Jedno jest pewne, Anglicy lądując w barwach Nuclear Blast zapewnili sobie świetlaną przyszłość, a jako że weterani wiecznie grać na będą, do wymiany pokoleniowej zapraszam przede wszystkim zespoły z Wysp, na czele z panami z piłkarsko ubóstwianego przeze mnie Manchesteru.
Broken Teeth gościł w Polsce niejednokrotnie i z każdą kolejną wizytą stawał się lepszym zespołem. Jego mocarny, utrzymany w średnich tempach hardcore, podoba się przede wszystkim zwolennikom tłustego brzmienia spod znaku Brutality Will Prevail i im podobnych. Nie sposób uniknąć takich porównań, skoro w pewnym sensie, razem z Malevolence, Purgatory i paroma innymi, to jedna rodzina, która wymienia się nie tylko inspiracjami, ale i muzykami, dzięki czemu można mówić o brzmieniu bardzo charakterystycznym dla tamtejszej sceny. Najważniejsze, że nowe zespoły z Wysp cechują się autentycznością i oryginalnością, której próżno szukać w kontynentalnej części Europy. Jedni próbują lawirować na pograniczu metalcore’a i pochodnych, zaś wierni tradycyjnemu metalowi, jak Broken Teeth, łoją swoje bez wstydu i z pomysłem. W przypadku wielu innych młodych gniewnych, często dochodzi do przesytu, nie muzyką samą w sobie, co agresywną postawą. Casus muzyków z Manchesteru stanowi wyjątek i dlatego "At Peace Amongst Chaos" jest absolutnym ciosem, do którego mam zamiar wracać jeszcze przez długie tygodnie.
Hardcore’owcy często żartobliwie powtarzają, że kiedy gra się na dwie stopy to już metal. Nic bardziej mylnego, bo mimo iż lwia część numerów z debiutu nieśpiesznie niszczy narządy słuchu, tak w kwestii wywieranego wrażenia, budowy nastroju czy wreszcie spuszczania podręcznikowego łomotu jest idealnym dowodem na to, że nawet grając na jedną stopę można grać ekstremalny metal (a kto słyszał thrasherów z Red Death ten doskonale wie o co chodzi).
Jedyny mankament tego wydawnictwa to, i tu nie ma się co czarować, wokal, który ciągnie zespół w dół, na nieoczekiwane mielizny wtórności. Ja wiem, że kiedy już wypracuje się swoje patenty to nie chce się z nich rezygnować, ale nawet najbardziej zasłużeni dla sceny załoganci wiedzą, że nie ma nic gorszego jak rutyna, a tą frontman Broken Teeth prezentuje aż za bardzo. Jednostajny, monotonny ryk na pograniczu growli (tu brawa dla gitarzystów) w rezultacie doprowadza do smutnej konstatacji, iż choćby nie wiem co ciekawego działo się w pracy gitar czy sekcji, słyszymy jedno i to samo ryczenie. Szkoda, bo potencjał (we wszystkich głosach) jest ogromny. Mam jednak nadzieję, że "At Peace Amongst Chaos" to tylko przedsmak czegoś naprawdę wielkiego.
Grzegorz Pindor