Tu jest mój dom
Gatunek: Rock i punk
Po 19 latach niebytu na rynku muzycznym Kuba Płucisz powraca płytą "Tu jest mój dom". Symboliczny to tytuł, nie tylko z powodu nawiązania do świetnego albumu Iry, ale także dlatego, że sam Płucisz od lat dzieli życie między Holandię i Polskę.
Powrócił do pisania muzyki i postanowił tchnąć w swoje utwory sprzed lat drugie życie, a także dać szanse tym kompozycjom, które do tej pory rzadko były grane, czy to w radiu czy na koncertach. W tym celu zaprosił do pomocy wiele znanych osobistości z polskiej sceny muzycznej.
Na płycie znajdziemy 12 utworów, starszych i młodszych, klasycznych jak "Nadzieja" i nieco zapomnianych jak "Jeden", które w nowych wersjach zyskują jeszcze bardziej i dobrze wpasowują się we współczesne realia. Jest ciężar, jest moc, ale także miejsce na zadumę, melancholię, a nawet na łzy.
Płytę otwiera, a jakże, największy przebój Iry, jakim jest niewątpliwie "Mój Dom". Prosty, hardrockowy riff, dzięki obniżeniu stroju brzmi jeszcze mocniej niż przed laty. Zaśpiewany m.in. przez Jurka Owsiaka, Litzę, Sebastiana Riedla czy Grzegorza Skawińskiego zabrzmiał świeżo i zachował energię sprzed 25 lat. "Zew krwi" to z kolei ukłon w stronę Proletaryatu, dla wprawnego słuchacza od razu zauważalny, dlatego nie dziwi obecność Tomasza Olejnika na wokalu, wspieranego przez Rudą z Red Lips oraz Damiana Ukeje. Wokale brzmią agresywnie i w połączeniu z tekstem opisującym brutalną walkę z rzeczywistością daje to znakomity rezultat. "Nie tracę wiary" to utwór wyjątkowy, zaaranżowany wspólnie przez Kubę Płucisza i Adama Sztabę, ukazał się wcześniej w wersji z wieloma wokalistami znanymi z programu Must Be The Music. Cały dochód z jego sprzedaży został wówczas przekazany na leczenie Tomka Kowalskiego, zwycięzcy jednej z edycji, który uległ poważnemu wypadkowi motocyklowemu. Na "Tu jest mój dom" znalazła się pierwotna wersja kompozycji z Pawłem Piecuchem na wokalu, niezwykle emocjonalna i przejmująca - partie smyczków za każdym razem wywołują u mnie ciarki na plecach.
"Jeden" to utwór Iry z płyty "Ogrody", bardzo rzadko grany na koncertach, z drapieżnym wokalem Łukasza Drapały z Chemii. "Adres w sercu" z debiutanckiego krążka radomskiej grupy, w dwóch wersjach wokalnych - Sebastiana Riedla i Tomka Kowalskiego, delikatnych i pasujących do melancholijnej atmosfery, za sprawą obu wokalistów nabrał jeszcze bardziej "dżemowego" klimatu. "Nie uciekaj", również z płyty "Mój dom" zabrzmiał zupełnie inaczej niż oryginalna wersja, bardziej metalowo niż hardrockowo - mocne gitary, świetne klawisze, na których zagrał Wojtek Horny, do tego agresywny wokal. "Zostań tu" został nagrany z udziałem Kasi Moś, dysponującej świetnym warsztatem i szeroką skalą głosu, która w duecie z Damianem Ukeje nadała tej delikatnej balladzie nieco cięższego charakteru.
Następne "Nie zatrzymam się" brzmi bardziej łagodnie niż w wersji oryginalnej, głównie za sprawą aranżacji Adama Sztaby i udziału Polskiej Orkiestry Radiowej. Świetna solówka została zagrana przez Grzegorza Skawińskiego w stylu kojarzącym mi się z Joe Satrianim. Jednak to, co Skawiński stworzył przy "Bierz mnie" sytuuje go w czołówce najlepszych gitarzystów nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. Czapki z głów. Nowa wersja tego hitu, zaśpiewana w duecie Rudej i Pawła Piecucha brzmi znakomicie, a do tego nabrała nowego znaczenia. Utwór numer siedem, "Właśnie ja", został wykonany przez grupę Rosa, w której gitarzystą jest syn Jakuba Płucisza, Mikołaj. Zespół zaprezentował tę piosenkę w półfinale dziewiątej edycji programu Must Be The Music - świetne delikatne zwrotki, agresywny refren w nowoczesnym, rockowym wydaniu,
Osobny akapit postanowiłem zostawić na "Nadzieję". Wydawało mi się, że w tym absolutnym hicie i wspaniałej balladzie niczego się już nie da poprawić i ulepszyć… a jednak! To co zdziałała tutaj wspaniała aranżacja na orkiestrę, instrumenty smyczkowe, chór i fortepian, a do tego znakomite partie wokalne gości, zasługuje na najwyższe uznanie. Jedyny minus - utwór jest za krótki, powinien trwać co najmniej drugie tyle. Zabrakło mi trochę agresji w solówce zagranej przez Piotra Łukaszewskiego niemal identycznie jak w oryginale, ale i tak jest to najjaśniejszy punkt tego świetnego albumu.
Kuba Płucisz wrócił na scenę w doskonałym stylu. Przyjemnie jest usłyszeć stare, dobre utwory, w nowych, czasem zaskakujących aranżacjach, często w cięższym i nieco drapieżniejszych. Dobór gości, którzy zaśpiewali i zagrali w poszczególnych numerach gwarantował najwyższą muzyczną jakość i tak się rzeczywiście stało. Mam nadzieję, że "Tu jest mój dom" będzie bodźcem dla Kuby Płucisza do całkowitego powrotu na scenę i nagrania kolejnego albumu, tym razem z nowymi piosenkami.
Szymon Pęczalski