Klimatyczna, artystyczna, awangardowa, pewnie też wirtuozerska, a przede wszystkim szalenie pociągająca w swoim formalnym dziwactwie. "Twenty Hidden Bodies" to bodaj jedno z najbardziej zadziwiających zjawisk na polskiej scenie art/prog rockowej od bardzo dawna.
Robi się jeszcze ciekawiej, gdy uświadomimy sobie, że autorami tego albumu są dwaj muzycy, którzy w chwili premiery krążka nie mogli jeszcze legalnie kupić piwa. Milan Rabij jest mózgiem projektu, a przy tym niezwykle wprawnym perkusistą o charakterystycznym stylu gry. Pomagał mu Jakub Zuber, bardzo dobry technicznie gitarzysta, który momentami wycina tak skandalicznie udane solówki, że wielu starszych kolegów po fachu może zerkać z zazdrością co ten młokos wyczynia. "Twenty Hidden Bodies" to zresztą nie tylko muzyka, ale projekt muzyczno-literacki, zaczyna się bowiem od opowiadania (można je pobrać za darmo ze strony zespołu -youknowwhat-band.eu), które ilustrują dźwięki. Jako taki krążek jest więc koncept albumem opowiadającym historię z pogranicza szaleństwa, religijnego fanatyzmu, schizofrenii, horroru i thrillera. Fabułę poznajemy z pomocą zapisków niejakiego doktora Ezry Vitkina, psychiatry badającego pacjenta podejrzanego o bycie seryjnym mordercą, Panem Kołysanką. Mnie historia przypomina całkiem pomysłowy, choć jednak wymagający redaktorskiej ręki, miks "Systemu doktora Smoły i profesora Pierza" Poego z "Siedem" i wszystkimi tymi opowieściami Lovecrafta o rzeczach tak strasznych, że aż przyprawiających o szaleństwo.
Tak prezentuje się warstwa literacka, i rozwiązanie jest o tyle interesujące, że sam album to dzieło w pełni instrumentalne, choć w oderwaniu od opowiadania traci walory artystyczne, osoby nie będące za pan brat z literaturą powinny więc od razu odpuścić. Sama próba opisania muzyki jest trochę jakby recenzenckim strzałem w stopę. Można by powiedzieć, że Rabij i Zuber grają progresywny rock i nie byłoby to kłamstwo, bo grają, ale inny niźli jesteśmy przyzwyczajeni, bo skąpany w solidnej porcji awangardy. Masa tu dźwięków pozamuzycznych idealnie budujących posępny charakter krążka, połamanej sekcji i gitarowych eskapad. Szaleństwo jest tu niemal materialne, jego duch unosi się wokół utworów, jest gęsty i zwalisty. Zuber raz to uderza potężnym riffem o bluesowych korzeniach, gdzie indziej serwuje rock'n'rollową solówkę, by zaraz zatopić się w przecudnej urody, ulotnym graniu w pełni akustycznym, albo eksploruje rejony post rockowe, nie zapominając o wymagających ekwilibrystyki na gryfie rzeczach progresywnych. Rabij również czaruje jak może na swojej perkusji, co rusz urozmaicając sekcję jakimiś niestandardowymi rozwiązaniami, przy czym zaznaczyć trzeba, że perkusja nie jest tu tylko instrumentem nadającym rytm, ale również odpowiadającym za melodię i dynamikę utworów. Nie byłoby kłamstwem stwierdzenie, że perkusja Rabija "śpiewa".
Trudno wyrazić co stanowi o wyjątkowości i niezwykłości tego krążka dwójki młodych muzyków. Na pewno klimat szaleństwa, zupełnie nieszablonowe podejście do kwestii kompozycji, zerwanie z formą zwrotka-refren, pomijając, że utwory są zbudowane trochę jakby fabularnie, rzadko powtarzają jakieś motywy. Kolejna sprawa, to ciężkostrawność tych dźwięków, bo muzyka You Know What jest potwornie męcząca percepcyjnie - niewiele jest tu fragmentów, które dałoby się słuchać jak piosenki. Wyrywanie z kontekstu w przypadku "Twenty Hidden Bodies" jest zbrodnią wobec tej muzyki, która broni się wyłącznie jako literacko-muzyczna całość. Dodajmy, że krążek został bardzo gustownie wydany, a zawarte w książeczce zdjęcia tylko przypominają o artystycznej formie tego dziełka. Mało tego, grupa co jakiś czas wypuszcza kolejne klipy do utworów, które można obejrzeć na youtube i prawdopodobnie kiedyś zwizualizuje całą opowieść o Panu Kołysance.
Tak, nie ukrywam, że jestem zafascynowany tym co zrobiła dwójka młodych muzyków. Bo to coś innego, coś nowego, coś świeżego i zupełnie nieszablonowego. Coś nie do końca określonego, ale klimatycznego i godnego solidnego pokłonu w stronę całego konceptu przedsięwzięcia. Jestem absolutnie na tak i ślę brawa wobec tej awangardy, wobec tej sztuki, jaką stworzyli You Know What. Wspaniała sprawa, że ktoś, gdzieś tam, tworzy tak zakręcone i niejednoznaczne brzmienia. Pewne niedostatki (odczuwalny brak basu) w obliczu tak odważnego pomysłu przestają mieć znaczenie.
Grzegorz Bryk