Yashin to szkocki zespół, działający aktywnie od dziesięciu lat. Przyznać trzeba, że to staż dość imponujący w przypadku grupy, której twórczość - mam wrażenie - niewiele wnosi do europejskiej muzyki rockowej.
Młodzi muzycy czerpią inspiracje przede wszystkim z działalności twórców debiutujących w latach 90. Płyta "The Renegades", poza "buntowniczym" tytułem i okładką - z postawą renegata nie ma jednak wiele wspólnego.
Oszlifowana produkcja, dźwiękowe "eksperymenty", zmiany tempa, łączenia estetyki ballady z rapem czy nu metalem są już dobrze w muzyce popularnej znane. Widać, że panowie starają się jak mogą - dużo tutaj krzyków, hałasu i energii - tylko niestety szczerości i charyzmy brak. Takie utwory jak "Dorothy Gale" czy "D.E.A.D." pędzą bezrefleksyjnie, w żaden spokój nie zachęcając do kontynuowania muzycznej, pseudorebelianckiej przygody. Fani "alternatywnego metalu" zapewne chętniej sięgną po płyty Limp Bizkit, Static-X, Dope czy Korna zamiast męczyć się z brzmiącym świeżo, jednak totalnie przerysowanym albumem Yashin.
Czwarty album szkockiego zespołu to materiał, który zainteresować mógłby jedynie nieosłuchanych odbiorców, rozpoczynających dopiero przygodę z gatunkiem. Na plus, w przeciwieństwie do zawartości dźwiękowej, zaliczam oprawę wydawniczą, szczególnie ciekawe połączenie tekstów piosenek z estetyką komiksu wewnątrz wkładki. I na zakończenie jeszcze krótka uwaga. Panowie z Yashin, po obejrzeniu zdjęcia książeczki jedno wiadomo na pewno - nie, nie jesteście renegatami.
Jakub Kosek