Dwadzieścia lat później Zakk Wylde jest starszy, bardziej doświadczony i wypełniony licznymi refleksjami, które tworzą oś jego drugiego albumu solowego "Book of Shadows II".
Dlaczego dwadzieścia lat? Właśnie tyle czasu dzieli tegoroczny materiał amerykańskiego gitarzysty (…niekiedy też klawiszowca) od pamiętnego "Book of Shadows" z 1996 roku. W obu przypadkach Zakk Wylde nie jest tym metalowym drapieżcą, co w Black Label Society albo w nagraniach z Ozzym, tylko sentymentalnym bardem southern rocka. O ile jeszcze na solowym debiucie Amerykaninowi zdarzały się mocniejsze uderzenia, o tyle następca tego albumu stanowi już niemal wyłącznie kolekcję balladowych uniesień Zakka, osadzonych przede wszystkim na strunach jego gitar i wokalu utrzymanego w specyficznych rejestrach chropowatej wrażliwości.
W czternastu utworach tworzących "Book of Shadows II" z miejsca daje się odczuć refleksje nad przemijaniem. Teksty większości kompozycji, czasem już nawet ich tytuły, zawierają precyzyjne odwołania do zmieniającego się świata i zmieniających się, tudzież odchodzących do wieczności ludzi. Zakk Wylde, balansując pomiędzy gitarami akustycznymi a elektrycznymi, wykreował utwory spokojne, osadzone na dość przewidywalnych strukturach, oparte raczej na niezbyt skomplikowanych riffach, często zwieńczone klasycznymi solówkami, które na ogół stanowią popis jego gitarowych możliwości (vide "Lay Me Down", "Darkest Hour", "Sorrowed Regret", "Sleeping Dogs" czy też esencjonalny "The King").
Warto zauważyć, że niektóre utwory są do siebie bardzo podobne. Zmieniają się słowa, czasem też natężenie i siła wokalu Zakka, a także finałowe gitarowe wykończenia kompozycji, ale ich konstrukcja opiera się na balladowym rdzeniu. Wyjątkami w tej materii mogą być nieco szybszy od całości "Lost Prayer", być może też najbardziej radiowa z nowych kompozycji Wylde'a, czyli "Eyes of Burden", a także oparty na instrumentach klawiszowych, wzruszający "The King". W każdym razie na krążku nie znalazło się zbyt wiele efektów, czy urozmaiceń. Konstrukcja kompozycji to przede wszystkim wspominane gitary i wrażliwe wokale. To album, przy którym można wypić lampkę wina do zachodzącego słońca albo zadumać się nad sobą, nad własnym duchem, który jeszcze wczoraj był trochę młodszy.
Tak oto Zakk Wylde, fizjonomicznie przecież niesprawiający wrażenia ciepłego kolesia, po raz drugi w swojej karierze pokazał się jako muzyk nad wyraz uczuciowy. Jego drugi album solowy równie dobrze mógłby nosić tytuł "Zakk Wylde - ballady", ale wiecie co w tym wszystkim pozostaje najlepsze? Utwory, które znalazły się na "Book of Shadows II" stanowią zapis szczerych emocji autora. Zakk jest tak bardzo przekonujący w zaśpiewanych i zagranych przez siebie kompozycjach, że ich autentyczność może złamać niejedną duszę i sprowokować słuchacza do uronienia niejednej łzy. Nie trzeba być dzikim metalowcem, wystarczy być człowiekiem, aby zrozumieć sens księgi cieni.
Konrad Sebastian Morawski