Nie jest to muzyka epokowa. Nie ma w niej niczego odkrywczego. Mało tego, jedzie sprawdzonym i ogranym setki razy schematem. A mimo wszystko, z pełną świadomością wypisywanych słów, muszę przyznać, że "Released" to jedna z najfajniejszych hard rockowych płyt jakie ostatnio słyszałem.
Bo kiedy naokoło wszyscy artyści starają się pokazać jak wielcy i niepowtarzalni są, długowłosi panowie z BlackRain wypinają w ich stronę wytatuowane pośladki. Wolą iść ścieżką Motorhead i AC/DC. Po co prężyć muzyczne muskuły, skoro można robić to co się lubi? Na luzie, z jajem. Słuchacz to kupi - ten żywioł, tę pasję, tę moc i siłę każdego akordu. Francuzi zamieścili na "Relased" trzynaście kapitalnych numerów, i nie przeszkadza w nich nawet to, że wszystkie brzmią w sumie tak samo. Idzie raczej o to, że jest w nich duch prawdziwego i szczerego rock'n'rolla - nie wyprodukowanego, nie takiego, w którym każda solówka była obmyślana przez kilka miesięcy, nie takiego, gdzie nad głowami muzyków stała wszechwiedząca wytwórnia. Myślę zresztą, że gdyby rzeczywiście tak było, chłopaki z BlackRain takiego wysłannika posłaliby w cholerę gdzie jego miejsce. Właśnie tak ich widzę poprzez muzykę, którą grają.
A grają najprzaśniejszy z możliwych hard rock. Skąpany w kiczu spod znaku Alice Coopera i wszystkich tych horror-rockowych bandów. Inspiracji szukałbym też w Bon Jovi, pewnie i Aerosmith oraz wczesnym Guns'n'Roses, no i w glam rocku. Melodię jakie wyśpiewuje Swan Hellion swoim copperowym wokalem są bajecznie wręcz rześkie, łapią za uszy i targają nimi na wszystkie strony. Co numer to wokalna petarda, że aż się chce ze Swanem śpiewać. Poważnie! Sekcja i gitary to typowy rozpędzony hardrockowiec: dużo niezłych riffów, pędząca przed siebie perkusja, tu i ówdzie solo. Najlepsze jednak, że BlackRain nie boją się sięgać po syntezatory i gdy odzywają się klawisze, od razu robi się w duchu lat 80', najlepszy z możliwych Alice Cooper.
Kupuję każdą nutę jaką wciskają mi panowie z BlackRain. Każdy riff, akord, solo, wokal i melodię. Z trzynastu piosenek każda jest w punkt - odpowiednio przeciśnięta przez praskę autoironii i olbrzymiego dystansu do tego co się robi. Tu nic nie trzeba zmieniać i nic dodawać. Słowa też są zbędne - muzyka mówi sama za siebie. Dawno tak świetnie nie bawiłem się przy hard rockowej płycie, ta radocha bierze się pewnie z tego, że zespół też musiał mieć niezły ubaw. To się czuje. Absolutnie polecam na imprezkę z browarem i dziewczynami. Kawał kapitalnego hard rocka!
Grzegorz Bryk