Lubię historie z happy endem. Szczególnie takie, które niosą nadzieję niespełnionym muzykom.
Kto spośród czytających te słowa grał/śpiewał kiedyś w zespole, który z przyczyn a to utarczek osobistych, a to problemu znanego powszechnie jako dorosłość zakończył żywot dawno temu? Oczami wyobraźni widzę las rąk. Zakładam, że większość z was nie liczy na powrót do starych dobrych czasów.
W tej chwili proponuję skierować swoją uwagę na zespół Milczenie Owiec. Pochodząca z Trójmiasta załoga wydała w 2005 roku debiutancki krążek "Twarze", przyjęty dość ciepło. Później nagle wypadła z obiegu - podobno przyczyną były jakieś foszki wewnątrz grupy. Nie wnikam. Faktem jest, że po wielu latach grupa znów stanęła przed słuchaczami z premierowym materiałem i prosi o wysłuchanie.
Z ciekawością odpalam więc "Niepokoje" i stwierdzam, że pomimo 11-letniego urlopu dziewczęta i chłopcy nie stetryczeli. Nadal grają przyjemnego dla ucha rocka, który wyróżnia się smukłym żeńskim głosem. Nie jakimś tam biegłym technicznie, ani zadziornym. Wokalistka - Ola Wysocka - śpiewa spokojnie, rzekłbym aksamitnie, a styl ów ciekawie koresponduje z zamiłowaniem jej kolegów do używania przesterów.
Album cieszy przede wszystkim brzmieniem, nie boję się tego powiedzieć, na światowym poziomie. Odpowiada za nie Szymon Sieńko, który dał się poznać choćby jako zręczny producent płyt m.in. Lipali. Wszystko jest tu cudownie przestrzenne, selektywne. Z jednej strony mocne, z drugiej podane tak, by każdy utwór można było odpalić w radio. Kojarzy mi się to chociażby ze sposobem produkcji ostatnich krążków Riverside.
Przywołuję tę kapelę nie przez przypadek. Słuchając instrumentalnego numeru tytułowego nie mogę oprzeć się wrażeniu, że oba zespoły mają tych samych idoli z kręgu rocka i metalu progresywnego (Dream Theater?). W przypadku Milczenia Owiec pobrzmiewają też echa chociażby bluesa ("Przyjdą tu"), stonera ("Ćma") czy hard rocka spod znaku np. Alter Bridge ("Koma"). Sam za siebie mówi także cover "Zapytaj mnie czy cię kocham" z repertuaru Republiki - toż to post-punk podrasowany hard rockiem.
Nie podobają mi się za to teksty, nie tyle tematycznie, co językowo. Acz znajduję się w tej dziwnej sytuacji, gdy nie jestem w stanie swojego stanowiska sensownie uargumentować. Nie podobają i już. Trochę drażni mnie, gdy ktoś za uchem turczy mi "Pora na bunt, nigdy nie zmieniaj się. Muzykę życia w sobie masz, to siła, która niesie cię", albo gdy po częstochowsku rymuje "Degradacja zasad/Słowny kwas/Dominacja fasad/Karma mas". Niby ma to sens, a jakieś takie niezgrabne. No ale okej - nie każdy może być Kasią Nosowską czy Tomkiem Lipnickim. Zakładam, że znajdą się amatorzy i takich wersetów.
Ale nie chcę kończyć biadoleniem, tym bardziej, że muzycznie drugi album Milczenia Owiec bardzo mi się podoba. No i rozpala we mnie nadzieję, że może jeszcze kiedyś uda się wskrzesić moją pierwszą, najlepszą kapelę.
Jurek Gibadło