Najdziwniejszy z dziwnych. Człowiek ukrywający się pod pseudonimem Nightmare Animal znowu wierci dziurę w psychice swoich słuchaczy.
Nie wiem, czy ludzi zainteresowanych muzyką The Black Water Panic Project jest wielu. Trudno też powiedzieć z jakim odbiorem spotkał się poprzedni album tego projektu, czyli soundtrack dla złamanej duszy pt. "Fight For Oxygen", ale Nightmare Animal nie ustaje w swoich muzycznych poszukiwaniach. Są one być może jeszcze bardziej przerażające, niż było to ostatnim razem, ale też jeszcze bardziej trudne i dołujące, o czym świadczy album "Alpha Pro Broken Machines".
Trzynaście kompozycji krążka to ciężki ładunek muzyki zawieszonej gdzieś pomiędzy elektroniką a psychodelią. Zarówno w warstwie instrumentalnej, jak i lirycznej utwory można scharakteryzować nie innymi słowami, niż przerażenie, żal, rozpacz, smutek, popioły istnienia, ból. "Alpha Pro Broken Machines" to zaiste substancja narkotyczna, a zarazem zwierciadło tych wszystkich dysfunkcji, które składają się na procesy psychiczne występujące w głowach ludzi zamieszkujących pokoje bez klamek. To ilustracja mentalnego upadku gatunku ludzkiego.
W ten oto sposób album charakteryzuje się widocznym rozdarciem. Wiele utworów, jak "It's Sweet, She Said", "Lips Are Burning Black", "Her Great Emptyness and Cold Lines On My Mirror" albo "Patience & Discipline" sprawia wrażenie pourywanych i niedokończonych na swój szalony sposób, inne zaś przerażają swoją tajemniczą formą, będącą swoistym requiem dla najmniej zrozumiałych fantazji Davida Lyncha. Można odczuć to w "Wind", bez reszty melancholijnych "How Many Times?" i "Let's Get Unconscious, Shall We?" albo energetycznym finale pod postacią "Above: The Wolf Song". Na płycie znalazły się też numery bardziej dosadne, nasycone brzmieniem opuszczonej industrialnej fabryki, w której właśnie popełniono morderstwo na niewinnej kobiecie albo jakiś nieszczęśnik dokończył swój żywot ("Congratulations, the Damage is Done", "Bridge Burner 2" czy "Man Without The Name"). Warto też powiedzieć, że suma buntu i złości w ludziach, postrzeganych oczami głównego twórcy The BWPP, wydaje się mieć swój druzgocący finał w utworze "Die High".
Wszelkiego rodzaju środki muzyczne zaprezentowane na krążku przez The BWPP opierają się w głównej mierze na nieregularnych ścieżkach elektronicznych. Często wyłaniają się dziwaczne wstawki, poszarpane i szorstkie paczki dźwiękowe, a tu i ówdzie próbuje pojawić się też jakaś melodia, na ogół dość niezdarna i nasycona szaleństwem wpisanym w twórczość zespołu. Warto wspomnieć, że sekcja wokalna na "Alpha Pro Broken Machines" została uwięziona jakby za mgłą, a instrumenty, pomijając może kilka partii klawiszowych, smyczkowych i nieliczne solówki gitarowe, pełnią w zawartości albumu rolę drugorzędną.
Nie jest to więc muzyka szczególnie przyjemna w odbiorze. To w zasadzie kolejna część soundtracku dla złamanej duszy - trzynaście kompozycji o trudnym, szalenie depresyjnym klimacie. Jeśli więc ktoś poszukuje jakiejś elektronicznej substancji na długie jesienne wieczory to "Alpha Pro Broken Machines" może być dobrym wyborem. Poza tym trudno mi sobie wyobrazić całkiem zdrowych psychicznie ludzi, którzy spędzą z tym dziełem więcej, niż dwa/trzy odsłuchy.
Konrad Sebastian Morawski