Korey Dane jest postacią niezwykle enigmatyczną. Może nie należy do wylewnych, jeśli chodzi o wszelkiej maści biogramy, ale za to szczerze opowiada o sobie za pośrednictwem własnej muzyki i to jest najważniejsze.
Mieszcząca się w Los Angeles wytwórnia Innovative Leisure, znana jest z promowania interesujących artystów (nagrywają dla niej m.in. Hanni El Khatib, Rhye i Classixx). Pod jej skrzydła trafił również pewien 25-letni chłopak o indiańsko-japońsko-kaukaskich korzeniach. Krytycy nazywają go hybrydą Jeffa Buckleya, M Warda, Conora Obersta, Sufjana Stevensa i Bruce'a Springsteena. Coś w tym jest, wszak debiutancki krążek Koreya brzmi niczym muzyczny portret Ameryki z przekroju ostatnich kilkudziesięciu lat.
Wcześniej zasłynął interesującym wykonaniem coveru grupy Mazzy Star, "Fade Into You". Równie ciekawie prezentuje się zawartość "Youngblood". Mamy tu miejsce dla budzących skojarzenia z pubem mieszczącym się gdzieś na obrzeżach Nevady "Jules Verne" i "Heaven Won't Let Me In", nastrojowych "The Lion & The Keeper", "Let It Just Be For Fun", "Little Dream", "Pony & The Kid", "Thieves", "Blue Limping Phoenix (Seeds Of A Watermelon Heart)", a także dla natchnionych amerykańską prowincją "I'm Your Man", "Louisiana Sundance" oraz "You'll Be Had".
"Youngblood" przypomina mi podróż na motocyklu przez całe Stany Zjednoczone. Country odarte z przypisywanego mu wielokrotnie kiczu, folk i rock, a wszystko to okraszone charakterystycznym głosem Koreya. Nie wiem jak wam, ale mi taka konwencja odpowiada.
PS. Krytycy zapomnieli jeszcze wspomnieć o Jose Gonzalesie i Johnnym Cashu, bo trudno nie znaleźć pomiędzy dźwiękami nagrań tego młodego artysty delikatnych podobieństw do ich twórczości.
Elvis Strzelecki