Blossom
Gatunek: Rock i punk
Angielski punk znów ma twarz małego, wydziaranego, cholernie wściekłego rudzielca, który nazywa się Frank Carter.
Były lider Gallows, po całkiem udanym eksperymencie z melodyjnym graniem w projekcie Pure Love sprzed dwóch lat, teraz wraca do korzeni, czyli ostrej młócki. Poziomem furii "Blossom" przebija jednak wszystkie albumy Gallows. Frank wraca jednak też jako dużo bardziej dojrzały i po prostu lepszy artysta.
Jeśli nowa płyta Slayera to najbardziej wściekła rzecz jaką w tym roku słyszeliście, to otwierający "Blossom" singiel "Juggernaut" przekona was, że bardziej balibyście się jednak spotkać w ciemnej uliczce Cartera niż Kerry’ego Kinga. Siłą solowego debitu rudzielca jest jednak to, że do tej niesamowicie agresywnej muzyki z momentami wręcz nihilistycznym przekazem, dołożył kilka świetnych melodii - dowodem jest już drugie na płycie "Trouble". Moimi faworytami są jednak "Paradise" z riffem a’la Tom Morello i "Beautiful Death" - popis wokalu Franka. To właśnie w kwestii śpiewania Carter rozwinął się najbardziej, dopracował warsztatowo swoją fajną, naturalną barwę. Teraz oprócz typowego darcia mordy potrafi zaskoczyć balladową melorecytacją, czy bluesowym zaśpiewem jak w zamykającym płytę "I Hate You"
Krótko mówiąc, "Blossom" to najlepsza brytyjska hardcore punkowa płyta od czasów "Grey Britain" Gallows, czyli od jakichś 6 lat.
Maciej Pietrzak