W krajowym podziemiu od pięciu lat grasuje jeden, mocno osobliwy i cholernie niedoceniany twór. Oświęcimski kwintet Captain Grave po kolejnym roku ciszy, przypomina o sobie nowym, czteroutworowym wydawnictwem.
Dla wielu, którzy kojarzą zespół z post-hardcore’owego mieszania, wyraźny zwrot w rock’n’rollowa stronę będzie sporym zaskoczeniem. Zapewniam jednak, że zaskoczeniem pozytywnym, a że lato w pełni, chętnie będziecie do tych numerów wracać.
Premierowe piosenki, zawierają w sobie masę pozytywnej energii, stylistycznie utrzymanej w konwencji z pogranicza dokonań Gallows w najmocniejszych fragmentach, a Lower Than Atlantis. Panowie całkiem zgrabnie lawirują pomiędzy naprawdę mocnym uderzeniem, a mocno melodyjnym graniem, które - gdyby je bardziej, powiedzmy, "wypolerować" w studio - miałoby szansę na prezentację w radiowym eterze (główna zasługa doskonałego wokalu Dawida). Niech puryści nie zrozumieją mnie źle, nawet zespołom, które bezpośrednio wywodzą się z hardcore’owego etosu należy się chwila sławy. Czy Captain Grave jest gotowy na to, aby zagnieździć się w masowej świadomości słuchaczy? Jak najbardziej, zwłaszcza że w takim "Diner" upycha znów modne grunge’owe inklinacje, dzięki czemu po raz kolejny poszerzą grono zwolenników.
Aby jednak nie słodzić za bardzo, słów kilka o minusach. Po tylu latach na scenie chłopaki powinni nie oszczędzać na studiu. Ja wiem, że tutaj chodzi o pewną surowość i brud, ale albo walczymy o miejsce obok innych, mocno promowanych młodych gniewnych, albo pozostajemy w undergroundzie. Wielu uzna, że to właśnie tam jest ich miejsce, gdzieś obok projektów typu Don’t You Bear, tylko, skoro udało się Black Radio, to czemu by nie Kapitanowi?
Druga sprawa, krótko wcale nie znaczy fajnie. Mając na uwadze raczej ślimacze tempo prac zespołu, raptem cztery kompozycje to tylko (a może aż) przystawka robiąca klasyczny "smak" na danie główne. Na posiłek wprowadzający w błogostan przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, choć w ostatecznym rozrachunku, lepsze to niż nic. Równie dobrze Captain Grave mógłby przestać istnieć, skoro jednak nasz rynek częściej skrzydła podcina, lepiej że grają. Może wciąż trochę dla siebie, za to bez jakichkolwiek ograniczeń.
Grzegorz "Chain" Pindor