Valkyrie

Shadows

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Valkyrie
Recenzje
2015-07-17
Valkyrie - Shadows Valkyrie - Shadows
Nasza ocena:
7 /10

Dzięki swemu trzeciemu albumowi, Valkyrie przywraca wiarę w to, że w wyeksploatowanej szufladce proto metalu można jeszcze zaprezentować kilka niezłych pomysłów.

Swego czasu mogliśmy obserwować prawdziwą ożywczą falę, która przyniosła sporo znakomitych i bardzo przyzwoitych albumów usytuowanych gatunkowo na styku klasycznego/retro/hard/doom rocka, proto-metalu (cokolwiek znaczy to określenie) i wszelkiego innego oldschoolowego grania, garściami czerpiącego z muzycznej spuścizny poprzednich pokoleń. Wraz z nią zainteresowanie podobną stylistyką wzrosło bardzo wyraźnie, zarówno wśród słuchaczy, jak i wydawców, a co za tym idzie rynek zalały dziesiątki marnej jakości krążków, nie mających do zaoferowania niczego, prócz naiwnej wiary ich twórców w to, że świat naprawdę potrzebuje ich wypocin, za to starających się płynąć na fali trendu. Na szczęście wciąż, od czasu do czasu trafi się coś interesującego, jak choćby "Shadows", który jest fonograficznym debiutem Valkyrie w wytwórni Relapse Records.

Kapela wydała wcześniej dwa krążki, a niektórzy być może kojarzą fakt, że Pete, jeden z gitarowych braci Adamsów i założycieli Valkyrie, udziela się również w Baroness. Ten fakt przydaje się zapewne w promocji krążka, nie warto jednak zwracać na niego szczególnej uwagi, bowiem obydwie formacje na gruncie muzycznym nie mają właściwie - na szczęście! - zbyt wiele wspólnego. Valkyrie to klasyczne, a przy tym bardzo gitarowe rockowe granie, głęboko zanurzone w latach '70, idealnie wręcz pasujące do proto-metalowej szuflady. Zespół nie stara się przy tym porywać szerszej rzeszy słuchaczy, nie skupia się - w przeciwieństwie do Baroness - na chwytliwych melodyjkach i wpadających w nieznośną popową manierę piosenkach, a po prostu gra rocka wiernego tradycji, czasem bardziej bluesującego, czasem przykrytego szlachetną patyną klasyki, czasem połyskującego lekkim metalowym sznytem i nie bojącego się starego, dobrego ciężaru rodem z klasycznych albumów weteranów doomu.    

Od wydania ostatniego krążka "Man of Two Visions" minęło sporo czasu, a niektóre z utworów, które znalazły się na "Shadows", jak choćby "Mountain Stomp" czy "Shadow of Reality" zespół wykonywał na żywo już pięć lat temu. Nie wpłynęło to jednak na spójność ani wysoką jakość materiału. Zresztą "Mountain Stomp" to bardzo konkretne otwarcie i niemal streszczenie krążka, a przy tym swoista wizytówka kapeli, która w ciągu pięciu minut prezentuje zarówno wszystko to, co w niej najlepsze (choćby wokal, za który odpowiadają obydwaj bracia, świetnie dobrany do przyjętej stylistyki i przywołujący skojarzenia między innymi z Kadavar), jak i pewną słabostkę Adamsów, której nie potrafią całkiem się wyzbyć.

Jedną z najsilniejszych stron zespołu jest umiejętność tworzenia fajnych melodii. Nie składają się one na hity, które przyklejają się do człowieka niczym guma do żucia do podeszwy buta - Valkyrie nie jest drugim Red Fang - ale są wystarczająco zgrabne, by na dłużej przykuć uwagę. Jako przykład niech posłuży, poza wspomnianym już "Mountain Stomp", choćby "Golden Age" czy najbardziej progresywny "Temple" z rozbudowanym wstępem. Ten utwór, podobnie zresztą jak wszystkie pozostałe, dowodzi również jak bardzo sześciostrunowy jest fundament formacji, dowodzonej w końcu przez dwójkę gitarzystów.

Najważniejszemu instrumentowi na płycie nadano bardzo przyjemne, ciepłe i dość gładkie brzmienie, pozbawione jazgotliwości, która w takich dawkach mogłaby uczynić krążek mniej strawnym. Tym bardziej, że bracia mają tendencję do zapętlania motywów i rozciągania partii, nie tylko klasycznych solówek, w nieskończoność, na długie minuty sprowadzając pozostałych muzyków tylko do roli akompaniatorów. Co za dużo to niezdrowo, bywa więc, że do kawałków wkrada się wirus przepitolenia, który osłabia ich konstrukcję, zwartość i chwytliwość (np. "Carry On" czy "Echoes (Of The Ways We Lived)"). Solowe partie gitarowe, zwłaszcza w takiej muzyce, powinny służyć dobru całej kompozycji, a nie stanowić celu samego w sobie, tymczasem liderzy grupy zdają się chwilami o tym zapominać.

Ta słabostka nie zmienia jednak faktu, że "Shadows" to udany album, obok którego żaden miłośnik takiego grania nie powinien przejść obojętnie.

Szymon Kubicki