Perfect Blue Sky

Emerald

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Perfect Blue Sky
Recenzje
2015-05-19
Perfect Blue Sky - Emerald Perfect Blue Sky - Emerald
Nasza ocena:
8 /10

Nie dla draki mówi się, że lata '70 to najlepsze czasy muzyki rockowej i współcześnie cieszy niemal każde wydawnictwo osadzone w stylistyce i brzmieniu tamtego momentu dziejów rock'n'rolla.

W Sztokholmie jednak najwyraźniej jest takie miejsce, gdzie czas stanął. Wszystko to za sprawą Australijki Jane Kitto i Szweda Pna Anderssona, którzy po szyldem Perfect Blue Sky zabierają słuchaczy w epokę rozszerzanych spodni, okularów lenonek i kwiatów wtykanych w lufy karabinów. Duet będący siłą napędową grupy, nawet nie stara się tuszować, kto ułożył podwaliny pod ich muzyczny gust, a nazwy są to skądinąd wielkie. Bo czuć w tych dźwiękach ducha Led Zeppelin, ale również Pink Floyd, a żeby było jeszcze ciekawiej to w pas kłania się scena psychodeliczna i folkowa, można wspomnieć też Fleetwood Mac z niesamowitą Stevie Nicks, a również i przebojowość Creedence Clearwater Revival. Zachowano przy tym lekko wycofane, delikatne brzmienie epoki.

Grupa świetnie miesza wątki akustyczne z przesterowanymi gitarami, wzbogacając to bardzo chwytliwymi wokalami w duchu soft i art rocka czy sceny folk rockowej - oboje śpiewacy mają w głosie rock'n'rollowy pazur, więc potrafią porządnie zachrypieć. Zresztą na "Emerald" cały czas coś się dzieje, utwory zaskakują zmianami wątków i przykuwają uwagę tak wokalami, jak i chwytliwymi riffami (również akustycznymi). Jest na tyle ciekawie, że ciężko wyróżnić jakikolwiek kawałek, by przypadkiem nie zdyskredytować innych. Na pewno wybija się przepiękna "Aquaria", utrzymana w duchu i konstrukcji zeppelinowych "Schodów do nieba"; z kolei "Science Man" czaruje świetnym refrenem i cudną gitarową solówką. Rozpoczynający album "Phoenix Starlight" trzyma się standardów balladowych, by w pewnym momencie wrzucić wyższy bieg i chwytliwy motyw instrumentalny; "Kingdom" od razu podoba się za sprawą gitarowego wątku idealnie współpracującego ze świetnym wokalem; "Rock & a Tide" to już prawdziwy blues rock w stylu Creedence Clearwater Revival, a "Bend Me Your Sky" zwalnia tempo, by uraczyć bluesowymi zwrotkami. Genialnie prezentuje się też doskonale zaśpiewany i jeszcze lepiej zagrany "Gospel of the Waves" - numer idealnie operujący temperaturą, bo na końcu doprowadza do wrzenia. No i jest jeszcze "The Flight Of Vladimir", rozpoczynający się klawiszami brzmiącymi niczym Deep Purple albo nawet i Omega w "Dziewczynie o perłowych włosach".


Potwornie podoba mi się ten album od Kitto i Anderssona. Trzyma klimat lat '70, raczy doskonałymi wokalami i równie udanymi solówkami, przenosi w klimaty psychodeliczno-artowo-folkowe, a przede wszystkim serwuje dziesięć szalenie chwytliwych i niebanalnych utworów osadzonych w atmosferze znanej z pierwszej dwudziestki Trójkowego Topu Wszech Czasów. Każdy szanujący się miłośnik tego zestawienia i pojawiających się tam zespołów powinien "Emerald" posłuchać. Do mnie ta płyta będzie wracać przez długi czas.

Grzegorz Bryk