All Together Now
Gatunek: Rock i punk
Gdy zespół, który powstał w erze grunge, zaczyna grać muzykę mainstreamową to znak, że - cytując klasyka - coś się dzieje. A po wysłuchaniu najnowszego krążka grupy Better Than Ezra, zatytułowanego "All Togheter Now", stwierdzam, że dzieje się źle.
Amerykanie zapomnieli o czasach, kiedy ich twórczość dało się sklasyfikować jako mieszankę post-grunge i rocka alternatywnego. Można powiedzieć, że okres ten wykasowali ze swojej pamięci, jak po wciśnięciu przycisku reset. Better Than Ezra to obecnie zespół pop-rockowy, ze zdecydowaną przewagą tego pierwszego członu.
Otwierające płytę "Crazy Lucky" brzmi tak, jakby zostało podkradzione z soundtracku do filmu Camp Rock, gdzie Jonas Brothers, wystylizowani bardziej niż Kate Middleton, zdobywają swoje pierwsze miłości, poprzez granie pięknych i ckliwych kawałków. Następne "Gonna Get Better" to ukłon w stronę twórczości The Fray, nazywanych przez niektórych "amerykańskim Coldplayem". Utwór posiada fajną strukturę oraz formę ewidentnie zaczerpniętą od autorów "You Found Me". Nawet sposób śpiewania Kevina Griffina łudząco przypomina w tym kawałku manierę prezentowaną przez lidera The Fray - Isaaca Slade’a.
W "Undeniable" możemy usłyszeć brzmienie klawiszy niemalże identyczne jak u MGMT. Kolejne kompozycje, takie jak "Sunflowers", "Dollar Sign", czy "Diamond In My Pocket" dopełniają obraz stricte lekkiego i cukierkowatego albumu. Lecz płytę tę warto posłuchać chociażby dla jednego utworu - "Before You". To przepiękna kompozycja oparta na fantastycznym brzmieniu pianina, wspieranego przez subtelnie dodające uroku smyczki. W porównaniu do przesadnie dopieszczonej produkcji całego wydawnictwa, ten kawałek jest bardzo minimalistyczny. Mniej znaczy więcej.
Better Than Ezra, wydając ostatni krążek, dają sygnał, który ja odbieram mniej więcej tak: idziemy na łatwiznę. Poprzez zmiękczenie brzmienia, ich kawałki z automatu stają się tworami przeznaczonymi do komercyjnych rozgłośni radiowych, słuchanych przez miliony osób, które następnie przychodzą na koncerty promowanych artystów. I nawet kilka ciekawych momentów na płycie, nie zmieni jej mizernego charakteru.
Poprzedni album grupy "Paper Empire" (2009) był w pewnym sensie pomostem pomiędzy przeszłością a przyszłością kapeli - gitarowym rockiem ocierającym się o alternatywę z komputerowymi samplami i partiami instrumentów, przepuszczonymi przez masę efektów. A widząc, że "All Togheter Now" dotarł w notowaniach Billboardu niemal tak wysoko, jak ich debiutancki i najlepiej sprzedający się album "Deluxe" (1993), to obawiam się, że na kolejnych wydawnictwach nowoorleańczyków rocka nie będzie wcale.
Kuba Koziołkiewicz